Koszmar? A może
rzeczywistość?
-
Alex? – powiedział znajomy głos. – Alex, co się stało?
To była Clary. Nie mogę uwierzyć, że
widzi mnie w takim stanie.
-
Luke… - wydusiłam w końcu.
Obruszyła się niespokojnie.
-
Co on Ci zrobił? – zapytała.
-
Pocałował mnie…
Gdy to powiedziałam, wydało mi się to
takie dziecinne. Ktoś mnie pocałował, a ja płaczę i żalę się.
Clary usiadła przy mnie i przytuliła
mnie.
-
Twój były? Czy się narzuca?
-
Narzuca się. – opowiedziałam po dłuższej chwili.
-
Unikaj go. Jeżeli jeszcze raz się do Ciebie zbliży i Cię tknie, to skopię mu dupę.
Uśmiechnęłam się mimowolnie. Dobrze
mieć taką osobę przy sobie. Pomogę jej w każdej sytuacji. Poświęcę za nią
życie.
Podniosła się z podłogi i podała mi
rękę.
-
Chodź. Poprawię Ci makijaż i idziemy na kolację.
Po jakiś dziesięciu minutach znalazłyśmy
się w jadalni. Teraz wszyscy stali w kolejce i wybierali rozmaite dania. Stanęłyśmy
na końcu. W tłumie zobaczyłam Arię i Mike. Nadal nie widziałam Caro…
Razem z Clary wybrałyśmy sobie miejsca
na tyłach pomieszczenia.
-
A ty? Masz chłopaka? – zapytałam po kilku minutach.
-
Nie. Nie mam czasu na miłość. – uśmiechnęła się pod nosem. – Zresztą, to co
teraz się dzieje nie wpływa dobrze na związki.
-
Masz rację…
Po kolacji sama wróciłam do pokoju, ponieważ
Clary musiała jeszcze coś załatwić.
Otworzyłam drzwi i zaświeciłam światło.
Zauważyłam, że pod moimi stopami jest jakaś karteczka. Jest na niej napisane ”Wybacz
mi, musiałem to zrobić. Chociaż ten jeden raz. ~ L”. Upuściłam papierek.
Zamarłam. Jak on mógł tak robić…
Usiadłam na łóżku i wzięłam telefon do
ręki. Zauważyłam, że mam jakąś nieodebraną wiadomość… Mam dość wiadomości jak na
razie. Odłożyłam telefon na szafeczkę. Położyłam się i zasnęłam.
***
Jestem w lesie. Jest ponura noc, a
księżyc jest dziś w pełni. Popatrzyłam na boki. Nikogo nie było widać, ale
usłyszałam krzyk. Pobiegłam w jego stronę. Nadal nie zobaczyłam nikogo. Znowu
krzyk. Przyśpieszyłam. Zobaczyłam łąkę, a na niej dwie ciemne postacie. Jedna
leżała bezwładnie na ziemi, natomiast druga stała nad nią, coś trzymała w ręku...
miecz. To był miecz, a z niego skapywała na ziemie krew ofiary. Wzbiłam się w
powietrze i pofrunęłam w ich stronę. Będąc pod nimi zapikowałam ostro w dół.
Teraz obydwie postacie znajdowały się przede mną. Przyjrzałam się lepiej osobie
trzymającej miecz… To był… Ashton. O nie, nie, nie. To nie może być on…
Przecież to nie on… Nie… Na pewno… Podeszłam bliżej, ale on zniknął. Uklękłam
przy osobie, która chyba już była martwa… Miała za bardzo zmasakrowaną twarz,
żebym mogła powiedzieć czy ją znam… Ale te ubrania. Gdzieś je widziałam… Nagle
mnie olśniło… Caroline…
Zaczęłam krzyczeć i płakać… Nie… nie…
Ashton… Czy on ją zabił?! Czy on przeszedł na stronę zła?
Obudziłam się, cała zlana potem.
-
Alex? – powiedziała Clary.
-
Już dobrze, to tylko zły sen… - powiedziałam.
-
Mam złą wiadomość, nie chciałam Cię budzić. Chciałam poczekać do rana, ale
skoro już się obudziłaś…
Popatrzyłam na nią przerażona. Ale… to
przecież tylko zły sen. Tylko zły sen. TYLKO… ZŁY… SEN…
-
Twoja przyjaciółka… Caroline… Ona… Nie żyje. Znaleźli jej ciało dopiero
dzisiaj. Musiała tam leżeć cały dzień… Przykro mi… Wiem jak to stracić kogoś…
Nie skończyła, przerwałam jej.
-
Nie wiesz jak to jest! Nie wiesz! – krzyknęłam i wybiegłam z pokoju.
Jak to możliwe… Przecież to był sen… To
był tylko koszmar. Koszmar, który zamienił się w rzeczywistość. ”Zahamowałam” gwałtownie.
Cz… czy oni
wiedzą kto ją zabił? Jeżeli tak… Oby Aria nic nie wiedziała…
----------------------------------------------------------------------------------------------------
Ta da! Mam nadzieję, że rozdział się spodobał
:) A więc, jutro mikołajki. Skoro nie chcieliście się udzielać to mówi się
trudno, zmieniłam trochę plan. Niespodzianka pojawi się jutro (w sobotę), wieczorkiem. Dziękuję za uwagę i do zobaczenia :>