Hej, cześć, witajcie moi drodzy!
Z okazji, że nadchodzą mikołajki pragnę dać Wam mały prezento-bonusik ode mnie. Myślałam nad tym, żebyście pisali w komentarzach pytania jakie macie do danej postaci, a ta postać by odpowiadała, rzecz jasna. xD Piszcie w komentarzach co chcielibyście. Czy może być ten pomysł czy może jakiś inny. Jestem otwarta na wszelkie propozycję. Jeżeli zgadzasz się na moją propozycję to już tutaj napisz w komentarzu pytania, które Cię dręczą. c;
Oczywiście rozdział normalnie pojawi się w piątek, a to będzie taki mały bonusik na sobotę. :)
Alex umarła gdy była jeszcze mała. Teraz dostała przeznaczenie i wszystko co dotychczas miała w niebie zniknęło. Musi zacząć walczyć ze złem.
niedziela, 30 listopada 2014
piątek, 28 listopada 2014
Rozdział 16
Bunkier.
-
Jesteśmy na miejscu. – powiedział Strażnik Niebios. Dopiero teraz zauważyłam
jego francuski akcent.
Staliśmy przed dużymi, metalowymi
drzwiami. Raffie otworzył je i weszliśmy do środka. Pokój do którego weszliśmy był
najwyraźniej pomieszczeniem głównym. Ściany miały jasno-niebieski odcień. Był
wypełniony aniołami. Każdy biegał z pokoju do pokoju. Nic dziwnego, w końcu rozpoczęła
się wojna… Ehh…
-
Zaprowadzić Cię do Twojego pokoju? – zapytał Raffie.
-
Umm, dobrze. Prowadź. – uśmiechnęłam się nieśmiało.
Aria i Caroline poszły w inną stronę ze
”swoimi” Strażnikami. Wszyscy byli podenerwowani. Nikt nie zwracał na innych
uwagi. Ktoś na mnie wpadł.
-
Przepraszam. – powiedział w roztargnieniu.
-
Nic się nie stało. – patrzyłam jak odchodzi szybkim tempem.
Po kilku minutach stanęliśmy
przed drzwiami. To była winda.
-
Twój pokój znajduje się na 8 piętrze. Pomieszczenie numer 24. – powiedział i
mnie zostawił.
Weszłam do windy. Kliknęłam guzik z
numerem osiem. Winda powoli przesuwała się w górę. Po kilku minutach byłam na
ósmym piętrze. Na korytarzy o dziwo nie spotkałam nikogo. Po lewej stronie
pomieszczenia miały numery nieparzyste, natomiast po drugiej numery parzyste.
Znalazłam pokój 24. Powoli sięgnęłam po klamkę i otworzyłam drzwi. W środku
znajdowały dwa łóżka, aczkolwiek nie zauważyłam nikogo innego oprócz mnie. Pokój
był w szarym kolorze, meble były białe, natomiast podłoga była
najprawdopodobniej z metalu.
Usiadłam na jednym z łóżek i zdjęłam
buty. Ułożyłam się do snu.
-
EJ! NIE ŚPIJ! – ktoś krzyknął.
Usiadłam na łóżku i popatrzyłam się na tę
osobę. To była dziewczyna. Patrzyła się na mnie z zainteresowaniem. Miała
piękne szare oczy, jej włosy miały odcień jasnego brązu. Była ubrana w jeansy i
bordowy T-shirt.
-
Kim jesteś? – zapytałam z zaskoczeniem.
-
Nazywam się Clary Bell. – podała mi rękę. – Jestem twoją współlokatorką.
-
Dlaczego wcześniej Cię nie widziałam w szkole? – zapytałam.
-
Ohh, ponieważ ja już rok temu ją skończyłam. – uśmiechnęła się życzliwie.
-
A. Czyli ”zaawansowana” anielica? – uśmiechnęłam się.
-
Ależ oczywiście.
Roześmiałyśmy się obie.
-
Ojej, przepraszam. Nie przedstawiłam się…
-
Nic nie szkodzi. Wiem kim jesteś. Słynna Alexandra Evans.
-
Wow, aż tak jestem znana?
-
Tak. – uśmiechnęła się. – Poniekąd jest to złe. Każdy nadnaturalny o Tobie mówi…
No wiesz. Potomkini wszechmocnej Sonii. Uwierz to jest coś.
Westchnęłam.
-
Myślę, że powinnyśmy się zbierać. – powiedziała Clary.
-
Zbierać? Gdzie?
-
Nie wiesz nic o tym? Mamy dziś spotkanie strategiczne. Za chwilę się zacznie
więc chodź.
Weszłyśmy do jednego z pokoi na trzecim
piętrze. Była to sala konferencyjna. Na środku stał owalny stół. Ze znajomych
osób zauważyłam Arię, Raffiego, Mike, Luke i jeszcze pare osób ze szkoły.
Ciekawe gdzie Caro… Pośrodku siedział pan White z jakimś innym mężczyzną.
Usiadłyśmy z Clary obok siebie. Wtedy pan White zaczął.
-
Witajcie. – powiedział energicznie, a zarazem ze smutkiem. – Chciałbym Wam
powiedzieć, że związku z wojną musicie nam pomagać. Wiem, że nie każdy jest
zbytnio doświadczony. – przy tych słowach popatrzył na mnie. – Ale myślę, że
sobie poradzicie. Jutro zostanie wywieszona lista grup, które będą musiały
robić przez tydzień. Grupy będą 4 osobowe. Nie rozdzielacie się. Nigdy. To by
było na tyle… ah! Zapomniałbym! Nasze spotkania będą odbywały się co tydzień o
tej samej godzinie. A teraz Was żegnam.
Wszyscy wyszli. Udało mi się złapać
Arię przy windzie.
-
Poczekaj! – zawołałam.
Odwróciła się.
-
Co? –zapytała.
-
Jak się czujesz? – zapytałam ze współczuciem.
-
Wszystko w porządku.
-
Dlaczego nie było Caroline?
-
Ponieważ tylko zaawansowani mogą w tym uczestniczyć… - powiedziała i się
odwróciła.
Poczekałam aż pójdzie. Skoro nie ma
ochoty rozmawiać to nie ma sensu się narzucać. Pojadę za kilka minut. Ktoś za
mną krzyknął moje imię.
-
Alex! – krzyknął biegnący Luke. – Jak się cieszę, że jesteś.
Podbiegł do mnie i przytulił.
-
Yyy, Luke?
-
Przepraszam… po prostu.. martwiłem się o Ciebie. – popatrzyliśmy sobie w oczy.
Pocałował mnie, ale po chwili odsunął
się.
-
Przepraszam… - zaczął, ale ja mu przerwałam.
-
Luke, nie powinieneś mnie całować. Nigdy. Pamiętaj o tym. – powiedziałam i
weszłam do windy, która akurat wróciła. – Nawet nie próbuj tu wejść.
piątek, 21 listopada 2014
Rozdział 15
Strażnik Niebios.
Obudziły mnie jakieś krzyki za oknem.
Spojrzałam na zegarek. Była trzecia rano. Chciałam wyjrzeć przez okno ale nie
mam okna od strony dochodzącego hałasu. Ubrałam się szybko i wyszłam przed
szkołę do źródła wrzasków. Zobaczyłam różne istoty przed budynkiem. Wszyscy
byli ubrani w czarne kolory, nie widziałam nikogo ze skrzydłami. To musieli być
zabójcy, może jeszcze kilka gatunków nadnaturalnych. Wszyscy krzyczeli ŚMIERĆ DOBRU!
ŚMIERĆ ANIOŁOM!
To było okropne. Nagle całe niebo stało
się czarne. Czyżby demony? Albo… Upadli. To byli obydwoje przedstawiciele zła.
Ja stałam i patrzyłam się jak się zbierają, aby nas zaatakować. Jakaś
dziewczyna wyskoczyła z tłumu i wyrwała się w moją stronę. W sekundę znalazła
się przy moim gardle. Nie mogłam się ruszyć, nie mogłam nawet krzyknąć.
Obnażyła swoje białe kły i wgryzła się w moją szyję. Jedyne co zdążyłam
pomyśleć przed śmiercią to to, że nienawidzę wampirów.
***
Obudziłam
się cała zlana potem. To był tylko zły sen. Nic w tym złego. Przecież każdemu
śnią się koszmary.
Usiadłam
na łóżku. Rozglądnęłam się po pokoju. Aria spała, natomiast Caroline siedziała
przy biurku. Popatrzyłam na zegarek. Była piąta rano. Podeszłam cicho do Caro
żeby się przywitać i zapytać gdzie się wczoraj podziewała.
- Cześć. – powiedziałam szeptem.
Odwróciła
się szybko w moją stronę, zaskoczona.
- Oh, siemka. Nie strasz mnie! –
odpowiedziała.
- Gdzie Ty wczoraj się podziewałaś!?
- Emm, no wiesz… - spuściła wzrok. –
Musiałam się po coś udać do miasta.
- I nie wróciłaś na noc?!
- Przepraszam, mamo! – uśmiechnęła się.
Westchnęłam
i również się uśmiechnęłam.
- No dobra, a teraz drugie pytanie. Co
ty wyrabiasz o piątej rano?! Powinnaś się wyspać!
- Słucham muzyki. Nie mogłam usnąć.
- Czego słuchasz? – zapytałam pogodniej.
- The
Hanging Tree. Piękna piosenka. Może nie dla anioła,
ale…
- Mogę posłuchać? - przerwałam jej.
- No pewnie.
Podała
mi słuchawki. Już na początku piosenka wprawiała w stan kompletnego wzruszenia.
Po kilkunastu sekundach zabrzmiał głos dziewczyny. Miała przepiękny głos. Śpiewała
o tym, aby dziewczyna się powiesiła i dołączyła do swojego ukochanego. Słowa
były tak ułożone, że pewnie sama bym nie mogła się oprzeć pokusie. Po
jakiś dwóch minutach piosenka się skończyła. Czułam pustkę.
W
końcu szepnęłam do Caro.
- Coś cudownego.
- Wiem.
Ktoś zapukał do pokoju. Obydwie popatrzyłyśmy się na siebie. Próbowałam podejść do drzwi, ale ktoś mnie wyprzedził i wpadł do środka naszego pokoju. To był Strażnik, w Niebie dorośli nazywali ich tutores of Heaven. Całe jego ciało pokrywała złota zbroja, a jego skrzydła lśniły. Był wysoki i po rozmiarze zbroi widać było, że umięśniony, miał około dziewiętnaście lat.
- Zaczęło się. – powiedział głosem o niskim natężeniu.
- Co?! – krzyknęła Caro.
Obudziliśmy Arię, która teraz siedziała na łóżku wpatrując się w chłopaka, a raczej Strażnika.
- Panno Caroline West, zaczęła się wojna. – odpowiedział.
- Wo.. wojna? – zapytała niedowierzając Aria.
- Tak. Wysłaliśmy posiłki z Nieba do parku. Niestety nie wiemy nic o liczebności wroga. Prosiłbym więc abyście się ubrały i poszły ze mną do bunkra.
Wszystkie trzy zgodnie skinęłyśmy głowami.
- Poczekam przed drzwiami. Gdy będziecie gotowe po prostu otwórzcie drzwi. – powiedział i wyszedł.
Od razu rzuciłyśmy się w stronę szafy. Ja ubrałam się w moje ulubione ubranie, czyli ciemnoniebieski T-Shirt z napisem ”Hope”, czarne rurki i czarne glany. Dziewczyny ubrały się również w rurki i T-Shirt’y, ale jako buty ubrały trampki.
Gdy wszystkie się zebrałyśmy, ruszyłam w stronę drzwi. Otworzyłam je. Strażnik tak jak mówił czekał na nas.
- Tak w ogóle to jestem Raffie. – uśmiechnął się do mnie.
Wszyscy szybko poszliśmy w stronę schodów. Nikt się już nie odzywał.
piątek, 14 listopada 2014
Rozdział 14
Cześć!
Dziękuję za komentarze pod poprzednim rozdziałem! Naprawdę motywują do dalszej pracy :) Zachęcam do
komentowania. A teraz zapraszam do czytania rozdziału :)
Zapowiedź.
- Dyrektorze!! – krzyknęłam
zdyszana.
Odwrócił się na pięcie.
- Tak? Słucham Cię Alexandro?
- Jutro… Jutro chcą… nas…
zaatakować! – wydusiłam.
- Co jak to? – poruszył się
niespokojnie. – Nie zapowiadało się na wojnę…
- Spotkałam Cartera… On
zaproponował mi układ…. Ale go odrzuciłam…
- Spokojnie. Uspokój się.-
powiedział dyrektor. – Idź spać. Jest późno. Ja wszystkim się zajmę.
- Dobrze. – powiedziałam i
odeszłam.
Jak zwykle weszłam na trzecie piętro. Jestem
już pod drzwiami. Ktoś mnie zaczepia.
-
Alex… przepraszam. – powiedział… Luke.- zachowuję się jak debil. Przepraszam.
- Yyy…
Luke. Posłuchaj, jedno słowo nie wystarczy. Wiem, że powinnam Ci wybaczyć. Ale
nie chcę. Mam dość osób, które ingerują w moje życie. Mam dość.
A
teraz muszę już iść. Żegnaj.
- Nie,
poczekaj! – krzyknął.
Nie czekałam już na niego. Weszłam do
pokoju i zatrzasnęłam drzwi. Zauważyłam Arię siedzącą przy biurku. Miała na
sobie jak zwykle czarne ciuchy – miałyśmy podobny gust jak widać. Swoje włosy
jak nie na co dzień splotła w warkocza.
- Hej.
– powiedziałam.
- No
cześć.
- Co
robisz?
Podeszłam bliżej niej. Rysowała coś, a
raczej kogoś. Chyba to był Ash. Nie mówiąc nic odeszłam i położyłam się na
swoim łóżku, skoro jutro ma być wojna to wolę się chyba wyspać. Tak będzie o
wiele lepiej.
Jedyne co jeszcze zarejestrowałam przed
zaśnięciem to to, że nigdzie nie mogłam znaleźć Caro. Powinna już być dawno w
pokoju… ah. Może umówiła się wreszcie z Mike’m. Od dawna nie mieli dla siebie
czasu. Przynajmniej będą mieli tą jedną noc. A później… później, zobaczą co się dzieje.
***
Upadły i Anioł,
Wnet stworzą silną drużynę.
On i ona,
To oni zjednoczą Nas,
Każde z nich inną mocą się odwzorowuję,
Lecz wzajemnie się dopełniają.
Zło pod wpływem dobra,
Zmieni się,
Nie każdy w to uwierzy,
Albowiem razem złamią słowo dane przed laty.
Szczerzcie się,
Bowiem znienawidzą Was bliscy,
Tylko w dobrych duszach
znajdziecie,
Schronienie.
sobota, 8 listopada 2014
Rozdział 13
Cześć,
na
początku chciałabym bardzo przeprosić, że rozdział nie pojawił się wczoraj.
Bardzo przepraszam i oto ukazał się już 13 rozdział. Miłego czytania. :)
--------------------------------------------
Jak rozpoczęłam wojnę.
-
Skąd masz mój numer?- zapytałam Cole’a.
-Jaki
numer? O czym mówisz? – zdziwił się.
-
Mój numer telefonu… To nie Ty do mnie dziś napisałeś?
- Przykro mi ale to nie ja…
- A więc kto. – zamyśliłam się na chwilę.
- Myślę, że może to Luke.
- Oh, niee. Pewnie masz rację.
Jednakże
nie musiałam długo się zastanawiać. Usłyszałam jak z mojej kieszeni wydobywa
się cichy pomruk. Dostałam esemesa. Sięgnęłam powoli ku kieszeni. Wyciągnęłam
czarną elektroniczną zabawkę z klawiaturą. Ociągając się odblokowałam telefon.
W wiadomości było napisane ”No dobrze. Nie przyszłaś na spotkanie. Nie mam Ci tego za
złe, ponieważ może właśnie robisz coś ważnego. Do zobaczenia kiedy indziej.
Josh.” Jak
to. Czyli to Josh chciał się ze mną spotkać? Przecież… Przecież on ma cieplutką
i bezpieczną posadkę w Niebie. Pytanie, dlaczego tutaj przyleciał?
-
Cole… przepraszam. Muszę już iść.
-
Dobrze. Cześć.
-
Pa. – odpowiedziałam.
Nie zwlekałam ani chwili pobiegłam jak
najszybciej do głównego miejsca w parku. Może go jeszcze znajdę. Może… Może…
Zauważam jakiegoś blondyna. Niestety okazało się, że to nie Josh. Rozczarowana
wbiłam się w powietrze i poszybowałam nad miastem. Zatrzymałam się na jakiejś
ławce. Schowałam skrzydła, ponieważ nie wiadomo kto się tutaj kręci.
Siedziałam i patrzyłam na wszystkich
przechodniów. Marzyłam, aby być jedną z nich. Być z rodziną. Mieć normalne
życie. Ale to wszystko moja wina. Nikt inny nie zawinił tylko ja. Nagle
zauważam blondynkę, wyższą ode mnie o kilka centymetrów. Jest ubrana bardzo
wyrafinowanie, jeżeli można to tak nazwać. Ma szare oczy… Przypomina mi…
Przypomina mi Ann. Mimowolnie zaczepiam ją.
-
Przepraszam. – mówię, a ona na mnie patrzy. – Która godzina?
Również się zagapiła. Ale szybko się
opanowała i popatrzyła na zegarek na lewej ręce.
-
Jest piętnasta. Ymm, czy my się przypadkiem nie znamy? – zapytała.
Roześmiałam się.
-
Ohh, nie. Na pewno nie. – wydaję mi się, że powinnam udawać, że jej nie znam. –
Może kiedyś też panią zaczepiłam i zapytałam o godzinę?
Uśmiechnęła się.
-
Pewnie tak. – powiedziała i przygryzła wargę.
-
No cóż, dziękuję za udzielenie mi informacji. – powiedziałam.
-
Proszę. – powiedziała i odeszła.
Znowu usiadłam na ławce, lecz teraz
miałam towarzysza. Oczywiście był to… wróg.
-
Ah, witaj panno Evans! – powiedział Carter. – Jakże piękny dzień mamy,
nieprawdaż?
-
Czego pan ode mnie chce? – zapytałam. – Nie chcę narażać tych niewinnych ludzi.
-
Oh! Ależ oczywiście. Mam dla Ciebie propozycję. – uśmiechnął się. – My mamy
coś, a raczej kogoś… kogo na pewno chcecie odzyskać. A zwłaszcza Twoja jakże
urocza koleżanka!
Nienawidzę go. Przez sekundę
rozpatrzałam opcję skopania mu tyłka… ale jednak odrzuciłam tą opcję.
-
A więc Wy odzyskacie chłopaka, a my… - przerwał.
-
A Wy co?! – zapytałam.
-
A my dostaniemy waszą szkołę. – zaproponował.
-
Powiem krótko. Nie mi dane jest decydowanie za wszystkich… Jeżeli chcesz możesz
umówić się z dyrektorem na rozmowę i się dogadać.
-
Tyle, że to Ty tutaj jesteś najważniejsza i to Ty decydujesz za nich. –
odpowiedział.
-
Skoro tak to decyduję się na to aby nie rozmawiać z Tobą. – powiedziałam i wstałam.
Złapał mnie za ramię.
-
Posłuchaj, jeżeli teraz nie zgodzisz się na ugodę to wkroczymy jutro na wasz
teren. – powiedział złowrogim tonem.
-
Myślisz, że mnie przestraszysz? – uśmiechnęłam się.
Nie czekałam na odpowiedź. Zamknęłam
oczy i poczułam jak z moich dłoni buchają małe iskierki. Pomyślałam o sztylecie
i otworzyłam oczy. Właśnie trzymałam sztylet w prawej ręce. Uderzyłam nim z
całej siły w lewe ramię Cartera. Zatoczył się do tyłu i wydał z siebie
przeraźliwy jęk. Nie czekając na dalsze wydarzenia pobiegłam w stronę tłumu
ludzi. Udało mi się tylko usłyszeć jak wykrzykuje czyjeś imiona. Pewnie byli tu
cały czas i nas obserwowali, ale nie zareagowali szybko. Teraz muszę ostrzec
szkołę. Jesteśmy w niebezpieczeństwie.
Subskrybuj:
Posty (Atom)