Oczy anioła.

Oczy anioła.

środa, 21 stycznia 2015

Ważne! c;

Witajcie, moi drodzy! c;
Przychodzę tu z nowiną, myślę, że dobrą. c: A więc. Nie będę tu już kontynuować dalszych przygód Alex, ale... od początku stworze historie Alex! Zapewne bedzie podobna do 21 rozdziału, ponieważ rozdziały będą przekopiowiowywane tam, aczkolwiek pozmieniam pare wątków oraz dodam pare nie wspominanych wcześniej rzeczy. Oczywiście, gdy skończą sie juz gotowe rozdziały zacznę tworzyć nowe rozdziały. Podsumowując, przenoszę sie na wattpada! Dodaję tutaj linka, zapraszam serdecznie! :) http://www.wattpad.com/story/31080402-opowie%C5%9B%C4%87-anio%C5%82a

piątek, 16 stycznia 2015

Rozdział 21, Perspektywa Ashton'a.

         W chwili gdy ją ujrzałem myślałem, że to, iż zdradziłem boga nam nie przeszkodzi. Ale myliłem się. Ona jest po stronie Alex i tych snobów… Czy to znaczy, że mam schować moje uczucia do niej do kieszeni? Nie. Nie poddam się. Myślę, że jeżeli nie zabije nikogo w najbliższym czasie nikogo z jej bliskich to mi wybaczy… tak ona wybaczy. Zawsze wybaczała. Może nawet przejdzie na tą idealną stronę?
         Usłyszałem świst. Rozglądnąłem się, lecz jest za ciemno. Znowu to samo. Ktoś mnie śledzi, najprawdopodobniej to Lucyfer wysłał demony po mnie, aby wysłały mnie na kolejną odsiadkę i bicze…
         Przede mną ukazała się wreszcie jakaś postać, ale była… świetlista. To.. to nie możliwe. To nie może być…
- Witaj Ashton'ie King'u. – powiedział Archanioł.
- Czego chcesz? Którym z Archaniołów jesteś? – pytam wystraszony, ale próbuje tego nie okazać.
         Archanioł podszedł bliżej, okazał mi się w swej postaci. Już Go rozpoznaję. To Gabriel. Mój dawny przyjaciel. Pomógł mi gdy przyszedłem zagubiony do Nieba.
- Teraz wiesz kim jestem? – zapytał.
- Gabrielu… Chyba nie przyszedłeś.. Tak starego przyjaciela? – powoli zacząłem się wycofywać.
- Nie odchodź. Wiesz, że postąpiłeś źle. Kierowała Tobą żądza krwii i nienawiść. Nie możemy Ci tego odpuścić. – powiedział Gabrieli, wyciągnął rękę, a ja nie mogłem się ruszać. – Odejdziesz teraz z godnością. Wiem, że gdzieś w głębi serca jesteś dobry. Ale już za późno. Musisz odpokutować za to. – sięgnął po swój złoty miecz. – Masz jakieś ostatnie słowo?
- Miałem Cię za przyjaciela! – krzyknąłem przez łzy. – Teraz chcesz mnie zabić! Jak możesz! Wstydziłbyś się! Miej dla mnie litości! CHOLERA, BŁAGAM CIĘ!!
         Archanioł westchnął. Najwyraźniej analizował wszystko. Może jednak mi się uda? Uklęknąłem. Otworzyłem łzy z moich policzków i przełknąłem ślinę.
- Proszę… Nie chcę umierać znowu. Wiem, że źle postąpiłem, ale…
         Nie zdążyłem powiedzieć, ponieważ mi przerwał. Podniósł końcem miecza moją opuszczoną dotychczas głowę.
- Nikt nie chce umierać dwa razy. Caroline również nie chciała. Ale czy ją słuchałeś? Nie. Musisz odpokutować za swoje grzechy! – krzyknął doniośle i uniósł miecz.
- Do cholery jasnej! Nie chce umierać! – krzyknąłem i znowu poleciały mi łzy. Zamknąłem oczy i w myślach poprosiłem o pomoc Lucyfera. Usłyszałem syk w mojej głowie, odpowiedział mi ”Już dawno ich wysłałem”.
         W tej chwili usłyszałem znajome syki. To ten potwór, o którym mówili. Lewiatan i demony. Otworzyłem oczy i spojrzałem w stronę, z której dochodziły ich odgłosy. Lewiatan szybował pomiędzy chmurami tak jak kiedyś w wodzie.
         Spojrzałem prosto w oczy Archanioła i uśmiechnąłem się łobuzersko.
- I co teraz zrobisz? – powiedziałem.
         Nie odpowiedział. Rozłożył skrzydła, poleciał i zaszarżował prosto na potwora i demony. Nie czekając na walkę odfrunąłem prosto do mojego domu. Piekła, złożyć jak najszybciej ofiarę mojemu Władcy.

         

piątek, 9 stycznia 2015

Powrót i rozdział 20!

Witajcie znowu! c; Niestety nadal nie mam odpowiednich warunków do pisania, ale strasznie się stęskniłam za pisaniem nowych rozdziałów. :) Jako, iż powrót musi być z wielkim hukiem to jest pytanie do Was i nowy rozdział. c; A więc, moje pytanie. Czy chcecie mieć jeden rozdział z perspektywy Alex, a następny z perspektywy Cole'a/Luke'a czy może jeszcze kogoś innego? c; Ostatnim słowem ode mnie jest jeszcze, że rozdział pisze z dedykacją dla Magdy i Wiktorii. :) A teraz zapraszam do czytania rozdziału!
----------------------
- Jesteś tego pewna? - pytam Arie szeptem. 
Była prawie dwudziesta czwarta, a my dopiero stałyśmy przed ogromnymi, metalowymi drzwiami. To było jedyne co dzieliło Nas od wyjścia na zewnątrz. 
- Oczywiscie.- odpowiedziała cicho, słychać było w jej głosie nutkę niepewności, ale chyba zwyciężyło podekscytowanie. 
- No to chodźmy. 
Powoli popchnełam drzwi, które otworzyły się z lekkim skrzypnięciem. Poczułam jak wdycham wreszcie świetne powietrze oraz jak leciutki wietrzyk mnie otula. 
Przez kilka godzin omawiałyśmy to spotkanie. W końcu uzgodniłyśmy, że Aria spotka się z nim tak jakby sam na sam, ponieważ ja będę patrzeć na to wszystko z daleka w razie jakiś niepowodzeń. Myśle, że to może się udać.
Gdy jesteśmy prawie na miejscu pytam się Arii czy wzięła sztylet. Odpowiada oczywiście twierdząco, więc rozdzielamy się. 
Narazie chowam skrzydła, ponieważ las jest zbyt gęsty, abym mogła chodzić bezszelestnie. Widzę już polanę, chowam się w najbliższych krzakach. Tak jak ustaliliśmy Aria nie odchodzi daleko, więc widze ją doskonale. Z daleka zauważam dwie postacie. Nie ruszam się, czekam aż podejdą bliżej. Dopiero gdy podeszli do Arii mogłam ich zidentyfikować. To oczywiście Ashton i jego niespodziewany gość. A kto jest tym gościem? Rzecz jasna Cole. Nadal nie ruszam się, tylko słucham. 
- Cześć, kochanie! - powiedział radośnie Ash. 
- Dlaczego to zrobiłeś?! I co On tu robi?! - wskazała na Cole'a. 
-  Pilnuję. - odpowiedział chłodno Cole.
- Idź sobie. Widzisz? Przyszła sama! - krzyknął Ash.
Cole rozglądnął się, zatrzymał wzrok na moim krzaku. Jak on..
- Ah, rzeczywiście! - powiedział ironicznie.- Ario, chcę Ci tylko powiedzieć, że Twój "mężczyzna" się upił.
- Idź. - powiedziała Aria. 
Cole odszedł, a Ashton zaczął swoje. Mówił jak wspaniałe jest wśród  Upadłych. A to z Caroline to Tylko wypadek. Nie chciał jej zranić. W tej chwili nie wytrzymałam. Wyszłam z krzaków i ryknełam. 
- Jak śmiesz?! Ty Ashtonie King'u nie zmylisz Arii! Oni Ci to zlecili, o ile sam na to nie wpadłeś! Jesteś wart tyle co nic! Jesteś zerem!
- Doprawdy? COLE! - krzyknął. 
Ale nikt się nie pojawił. Krzyknął jeszcze kilka razy, ale nadal nic się nie działo.
Podeszłam kilka kroków w jego stronę. 
- Nie zbliżaj się! - krzyknął. 
- Nie zabiję Cię na oczach Arii. - popatrzyłam na nią, patrzyła się, nie płakała. - Ale uwierz jeżeli kiedykolwiek Cię spotkam to marny Twój zasrany los!
Poczułam iskierki, pomyślałam o łuku i strzale. Naciągnęłam cięciwę i wymierzyłam prosto w jego serce. Zamurowało go, ale otrząsnął się, rozwinął skrzydła i poleciał do góry. Wyrzuciłam broń i podeszłam do Arii. 
- Wszystko wporządku? - zapytałam. 
Popatrzyła na mnie ironicznie. 
- No dobra, o nic nie pytałam. 
Odwróciłam się, moja intuicja coś mi podpowiadała. Popatrzyłam w górę. Cole leciał prosto na mnie. Ale było za późno, złapał mnie w talii i zapikował ostro w górę. 
- Dlaczego? - syknełam. 
- Ponieważ obydwoje narozrabialiśmy. - odpowiedział z troską w głosie.- Zabrałem pare Twoich rzeczy, tego wstrętnego kota też. 
Powinnam się wyrywać, szamotać, uciekać, ale ja pozwoliłam mu siebie porwać...