Dziwniej i dziwniej.
Najpierw musiałam zapytać się dyrektora
czy mogę pójść z Arią do miasta. Oczywiście dostałam pozwolenie. Przeszłyśmy
już połowię drogi.
-
Na pewno mam nie chować skrzydeł? Nie zobaczą? – upewniam się po raz trzeci.
-
Chyba nie. Zresztą nikogo tu nie znajdziesz, to odludzie. O i zapomniałabym nasza fryzjerka nie jest
człowiekiem. Jest wilkołakiem. – uśmiechnęła się.
-
Okej.
Jesteśmy pod drzwiami. Wchodzimy.
-
Oh, Aria! Cześć. – podbiegła do Arii i przytuliła ją.
Miała krótkie brązowe włosy, zawiązane
w kucyka. Była mniej więcej mojego wzrostu. Jej skórę pokrywały ciemne włosy,
zbyt obficie. No tak przecież jest wilkołakiem.
-
Cześć, Jen. To jest Alex. – przedstawiła mnie Aria.
-
Wow, w stu procentach wyglądasz jak anioł! – zachwyciła się Jennifer. – Chcesz przemalować
włosy? Mają taki piękny odcień!
-
Um… Serio? – zapytałam lekko zaskoczona.
-
Tak. Ja bym ich nie przemalowała!
-
Ja też! – dodała Aria.
No świetnie teraz mam dylemat. Może
jednak poczekam z tą decyzją do halloween. Caroline mówiła, że wtedy każdy może wyjść do
ludzi, bo nawet jeżeli ktoś zauważy nasze skrzydła to pomyśli, że się
przebraliśmy. Dobra, poczekam do halloween. Przecież 31 października to
niedaleka data, zważając na to, że mamy dziś już 18 października.
-
Dobrze, to może jednak dziś jeszcze nie chcę. Ale nie odejdę od chociaż jednej
zmiany. Jesteś piercerem, prawda?
-
Tak.
-
Zrobisz mi kolczyka w lewej brwi? – zapytałam.
-
Na to się zgodzę. – uśmiechnęła się. – Siadaj tam.
Usiadłam na krześle, które mi wskazała.
Nie minęła minuta, a już przyszła z wszystkim co potrzebne.
-
Rozluźnij się. Nie będzie bardzo boleć. – powiedziała uspokajającym głosem.
Zamknęłam oczy, wolałam nie widzieć
tego całego sprzętu. Rozluźniłam się, a Jennifer przeszła do roboty. Poczułam
rękawiczki jak jej rękawiczki stykają się z moją twarzą i profesjonalnie
układają się na niej. Potem wyczułam jak coś przebiło mi skórę, ale nie bolało.
-
Otwórz oczy. – powiedziała Jennifer, a ja zrobiłam to co kazała. – Pięknie.
Popatrz w lustro, o i mam nadzieję, że kolczyk się spodoba.
W lustrze ujrzałam siebie. Blond włosy
opadały mi bezwładnie na ramiona, a twarz była nieskazitelnie… czysta. Zero krwi.
Tylko makijaż. Popatrzyłam na lewą brew. Na końcu był srebrny kolczyk,
zakończony z obu stron ćwiekami. Ładny.
-
Dzięki. – uśmiechnęłam się do niej.
W normalnym życiu pewnie zapytałabym
się ile płacę, ale nie w tym. Tutaj wszystko było za darmo. Dosłownie.
Wystarczyły serdeczne i szczere podziękowania i uśmiech na twarzy. Tylko tyle.
Jennifer zapytała się czy chcemy zostać jeszcze ale zgodnie odpowiedziałyśmy
przecząco. Niedługo po tym pożegnałyśmy się i wyszłyśmy.
-
No, teraz będziesz miała na co poderwać Luka! – powiedziała Aria.
-
Ha, ha. Nie chcę go podrywać. – odpowiedziałam.
-
Jak to? Ślinicie się obydwoje jak tylko się zobaczycie. Ja to widzę, i jeszcze
jak patrzysz na niego!
-
Oh, daj spokój! – powiedziałam.
-
Kogo to widzę, pannę Hudson i pannę Evans… - odwróciłyśmy się gwałtownie w
stronę… uzbrojonego człowieka.
Był umięśniony, w średnim wieku,
oczywiście był wyższy ode mnie i to o jakieś 20 centymetrów. Towarzyszyło mu
dwóch chłopaków w naszym wieku, obydwaj mieli po około 180 centymetrów wzrostu
i byli tak samo umięśnieni i uzbrojeni po uszy jak tamten.
-
Carter… - powiedziała wrogo Aria.
-
Panno Hudson, proszę nie być do mnie wrogo nastawionym. Nic pani nie zrobię.
-
Tak jasne. – powiedziała i wyciągnęła nóź.
-
Ario, nie bądź niemądra. Nas jest trzech a wy… ona nie jest uzbrojona. –
powiedział jeden z chłopców.
-
Zapomnieliście, że nie macie takiej siły jak ja. – powiedziała i rzuciła się na
mężczyznę w średnim wieku nazwanego
wcześniej Carterem.
Miała przewagę przez kilka sekund,
ponieważ tamci oniemieli z wrażenia, że w ogóle postanowiła walczyć. Później
było coraz gorzej. Rzucili się na nią wszyscy trzej, a ja tylko patrzyłam.
Związali ją stalowymi sznurami. Odwrócili się w moją stronę. Nie wiedząc co
robić rozwinęłam skrzydła na całą rozpiętość, a z moich rąk błysnęły biało-złote
iskierki. Ułożyły się w sztylet albo coś podobnego, rzuciłam tym w Chłopaka po
prawej, ryknął z bólu gdy dostał w ramię. Popatrzyli po sobie oniemiali. Carter
rzucił we mnie swoim sztyletem i uciekł, tamci zrobili to samo. Sztylet nawet mnie
nie dotknął. Zatrzymał się centymetr od mojego ciała a potem upadł na ziemię,
jakby stracił moc. Podbiegłam do Arii, żeby uwolnić ją z więzów. Patrzyła na
mnie ze zdumieniem ale nie odezwała się ani słowem.
Resztę drogi do szkoły przemierzyłyśmy w
milczeniu.