Oczy anioła.

Oczy anioła.

sobota, 20 grudnia 2014

Chwilowe zawieszenie bloga.

Dzień dobry wieczór. 
Chwilowo zawieszam mojego bloga, ponieważ nie mam jak pisać kolejnych rozdziałów. Tak jak pisałam wczesniej zepsuł mi sie laptop, a na telefonie trudno jest napisać rozdział. Myśle, że po nowym roku powinnam mieć już na czym pisać. Wynagrodzę wam to jakoś... Jeżeli macie propozycje to piszcie. :) 
Dziękuje, za uwagę i żegnam Was. 

piątek, 12 grudnia 2014

Rozdział 19

Z góry przepraszam, ze rozdział będzie "inaczej" pisany, może sie również okazać za krótki, niestety złośliwość rzeczy martwych. Nie mogę pisać rozdziału na komputerze - dlatego piszę na telefonie. Nie wiem jak to wyjdzie, więc jeszcze raz przepraszam za niedogodności. 
------------------------------------------------
          Możliwość zemsty? Czy pułapka?
Kolejny szary dzień. Siedzę w stołówce z Clary. Nadal myśle o tamtym dniu. Niby minęły dwa tygodnie. Ale ja to pamietam jakby wydarzyło sie przed sekunda. Nigdy nie wybaczę mu tego. Zemszczę sie na Ashtonie King'u. Nie będę czekać na dzień sądu. Sama sie z nim rozprawię. Uśmiechnęłam sie pod nosem. 
- Alex? - powiedziała Clary. 
- Wszystko w porządku. - powiedziałam lodowatym tonem. Ostatnio tylko na taki było mnie stać. 
- Chodź. Pójdziemy do pokoju. Położysz sie i odpoczniesz. 
- Nie. Pójdę sama. 
- Ale... 
Popatrzyłam na nią wzrokiem godnym królowej lodu. 
- No dobrze. Idź. 
Przeszłam przez cała stołówkę i wyszłam na szary korytarz. Minęłam kilka osób, ale nie patrzyli sie na mnie. Omijali mnie szerokim łukiem. Weszłam do windy i kliknęłam przycisk. Po kilku minutach byłam na swoim pietrze. Weszłam do pokoju i położyłam sie na łożku. 
Telefon był w szufladce tak jak zwykle. Teraz miałam 3 nieodebrane wiadomości. 
Pierwsza była od Cole'a. Napisał "Spotkasz sie ze mną? Proszę! Tęsknie." Bez zastanowienia odpisałam "Nie. Nie licz na to, ze spotkam się z Tobą po tym co zrobiliście Caroline!"
Następna wiadomość była od Luke. Brzmiała następująco "Spotkajmy się proszę! Chciałbym z Tobą porozmawiać." Nie mam zamiaru mu odpisywać. 
Ostatnia wiadomość była od... Arii. Napisała "Alex... Przyjdź do mnie. Faszerują mnie lekami uspokajacymi. Myślą, ze to mi pomoże. Ale tak nie jest. Tylko ty mi pomożesz!". Nie zwlekając ani chwili dłużej pobiegłam w stronę windy i po minucie byłam na piętrze gdzie był pokój Arii. 
Zapukałam do drzwi, ale nikt nie otwierał wiec weszłam. 
Pierwsze co przykuło moj widok to lina. Bardzo gruba lina. Potem zauważyłam Arię na łożku. 
- Ymm, hej? - powiedziałam. 
Podniosła wzrok. Popatrzyła mi prosto w oczy. Widziałam w nich ból. Podbiegłam do niej i przytuliłam ja jak najmocniej. Obydwie zaczęłyśmy płakać. 
- Brakowało mi Ciebie. - wyznała Aria. 
- Mi Ciebie też. - odpowiedziałam. 
Aria niespodziewanie wstała. 
- Muszę Ci coś pokazać. 
Podeszła do biurka i wzięła telefon. Usiadła koło mnie. 
- Przeczytaj. - powiedziała i podała mi telefon. 
Wzięłam telefon i zaczęłam. Czytać. Pisał do niej Ashton. Nękał ja. Pragną sie z nią spotkać. Popatrzyłam na nią. Płakała. 
- Chce sie z nim spotkać. Pójdziesz ze mna?
Popatrzyłam na nią. Przecież właśnie tego pragnęłam. Zniszczę go. Juz nikogo nie skrzywdzi. 
- Kiedy? - zapytałam. 
Popatrzyła na mnie uważnie. Pewnie myśli, że chce go wrobić. Nie zrobię tego. Sama sie na nim zemszczę. 
- Dziś o północy. - powiedziała to tak cicho, że ledwie ja usłyszałam. 

sobota, 6 grudnia 2014

Rozdział 18 *bonus mikołajkowy*

*Oczami Cole’a*
            Minęło już tyle dni odkąd ostatni raz ją widziałem. Była taka piękna. Taka nieskazitelna… Ale Oni musieli to zepsuć. To przez nich nie mogę się z nią teraz widywać. Napisałem jej tą cholerną wiadomość, ale teraz boję się, że Oni mogą jej coś zrobić. Jaki ja jestem głupi. Przecież jeżeli się z nią spotkam to ją dorwą.  Ktoś dotknął mojego ramienia.

- Cole? Wszystko w porządku? – zapytała Kayle.
- A jak myślisz? – zapytałem z nutką ironii w głosie.
- Ughr… Dobra nie ważne. Mam dobrą wiadomość. Misja Ashton’a się powiodła. Ale nie wiemy gdzie się teraz znajduję.
- Kogo zabił? – zapytałem.                   
- Yyy… jakąś dziewczynę. No pewno zabił przyjaciółkę Alexandry. Nie wiem jak miała na imię. - odpowiedziała. 
- Niech zgadnę. Sam miał wybrać ofiarę?
- Tak.
- Czyli nie wybrał Arii. Wiesz, że ona była najważniejsza. Wiesz, że on jej nie zabije. Wiesz o tym. Wszyscy wiemy. – powiedziałem.
- Spokojnie. Pisze do niej listy. Już za niedługo się spotkają. Wtedy ją porwiemy i przejdzie na naszą stronę… albo umrze.
- To, że on przeszedł nie znaczy, że i ona przejdzie na naszą stronę.
         Nie chciałem dalej z nią rozmawiać. Po prostu wstałem i odszedłem. Otworzyłem żelazne drzwi i  wyszedłem na zewnątrz. Odetchnąłem świeżym powietrzem. Zobaczyłem kogoś za pobliskim drzewem. Podszedłem bliżej. To był Ashton.
- Witaj. – powiedziałem.
         Odwrócił się zaskoczony.
- Jak mnie znalazłeś? Przecież… - popatrzył dookoła. – Ah, przyszedłem pod bazę. Musiało mi się zapomnieć.
         „Musiało mi się zapomnieć.” Serio? On mówił poważnie?! Czy on uważa mnie za idiotę?
- Myślisz o niej. – powiedziałem po chwili.
         Odwrócił się i próbował walnąć mnie w skroń ale zablokowałem jego atak i uderzyłem go w przedramię. Jęknął.
- Odwal się. – syknął.
- Nie podskakuj, szczylu. – warknąłem. – Nie myśl o Arii. Nie chcesz, żeby ją dorwali. Zostaw ją w spokoju. Dobrze Ci radzę.
- Ty będziesz mi radził?! Koleś, który chce mieć tylko dla siebie słyną Alex Evans? – zaśmiał się szyderczo. – Jesteś zerem. Ona zginie. Nie zdołasz jej ochronić. Bądź realistą, Cole. Bądź cholernym realistą.
         Popatrzyłem na niego jeszcze przez chwilę, po czym odszedłem bez słowa. Nie mam zamiaru rozmawiać z kimś tak płytkim.

piątek, 5 grudnia 2014

Rozdział 17

Koszmar? A może rzeczywistość?
- Alex? – powiedział znajomy głos. – Alex, co się stało?
         To była Clary. Nie mogę uwierzyć, że widzi mnie w takim stanie.
- Luke… - wydusiłam w końcu.
         Obruszyła się niespokojnie.
- Co on Ci zrobił? – zapytała.
- Pocałował mnie…
         Gdy to powiedziałam, wydało mi się to takie dziecinne. Ktoś mnie pocałował, a ja płaczę i żalę się.
         Clary usiadła przy mnie i przytuliła mnie.
- Twój były? Czy się narzuca?
- Narzuca się. – opowiedziałam po dłuższej chwili.
- Unikaj go. Jeżeli jeszcze raz się do Ciebie zbliży i Cię tknie, to skopię mu dupę.
         Uśmiechnęłam się mimowolnie. Dobrze mieć taką osobę przy sobie. Pomogę jej w każdej sytuacji. Poświęcę za nią życie.
         Podniosła się z podłogi i podała mi rękę.
- Chodź. Poprawię Ci makijaż i idziemy na kolację.
         Po jakiś dziesięciu minutach znalazłyśmy się w jadalni. Teraz wszyscy stali w kolejce i wybierali rozmaite dania. Stanęłyśmy na końcu. W tłumie zobaczyłam Arię i Mike. Nadal nie widziałam Caro…
         Razem z Clary wybrałyśmy sobie miejsca na tyłach pomieszczenia.
- A ty? Masz chłopaka? – zapytałam po kilku minutach.
- Nie. Nie mam czasu na miłość. – uśmiechnęła się pod nosem. – Zresztą, to co teraz się dzieje nie wpływa dobrze na związki.
- Masz rację…
         Po kolacji sama wróciłam do pokoju, ponieważ Clary musiała jeszcze coś załatwić.
         Otworzyłam drzwi i zaświeciłam światło. Zauważyłam, że pod moimi stopami jest jakaś karteczka. Jest na niej napisane ”Wybacz mi, musiałem to zrobić. Chociaż ten jeden raz. ~ L”. Upuściłam papierek. Zamarłam. Jak on mógł tak robić…
         Usiadłam na łóżku i wzięłam telefon do ręki. Zauważyłam, że mam jakąś nieodebraną wiadomość… Mam dość wiadomości jak na razie. Odłożyłam telefon na szafeczkę. Położyłam się i zasnęłam.
***
         Jestem w lesie. Jest ponura noc, a księżyc jest dziś w pełni. Popatrzyłam na boki. Nikogo nie było widać, ale usłyszałam krzyk. Pobiegłam w jego stronę. Nadal nie zobaczyłam nikogo. Znowu krzyk. Przyśpieszyłam. Zobaczyłam łąkę, a na niej dwie ciemne postacie. Jedna leżała bezwładnie na ziemi, natomiast druga stała nad nią, coś trzymała w ręku... miecz. To był miecz, a z niego skapywała na ziemie krew ofiary. Wzbiłam się w powietrze i pofrunęłam w ich stronę. Będąc pod nimi zapikowałam ostro w dół. Teraz obydwie postacie znajdowały się przede mną. Przyjrzałam się lepiej osobie trzymającej miecz… To był… Ashton. O nie, nie, nie. To nie może być on… Przecież to nie on… Nie… Na pewno… Podeszłam bliżej, ale on zniknął. Uklękłam przy osobie, która chyba już była martwa… Miała za bardzo zmasakrowaną twarz, żebym mogła powiedzieć czy ją znam… Ale te ubrania. Gdzieś je widziałam… Nagle mnie olśniło… Caroline…
         Zaczęłam krzyczeć i płakać… Nie… nie… Ashton… Czy on ją zabił?! Czy on przeszedł na stronę zła?
         Obudziłam się, cała zlana potem.
- Alex? – powiedziała Clary.
- Już dobrze, to tylko zły sen… - powiedziałam.
- Mam złą wiadomość, nie chciałam Cię budzić. Chciałam poczekać do rana, ale skoro już się obudziłaś…
         Popatrzyłam na nią przerażona. Ale… to przecież tylko zły sen. Tylko zły sen. TYLKO… ZŁY… SEN…
- Twoja przyjaciółka… Caroline… Ona… Nie żyje. Znaleźli jej ciało dopiero dzisiaj. Musiała tam leżeć cały dzień… Przykro mi… Wiem jak to stracić kogoś…
         Nie skończyła, przerwałam jej.
- Nie wiesz jak to jest! Nie wiesz! – krzyknęłam i wybiegłam z pokoju.
         Jak to możliwe… Przecież to był sen… To był tylko koszmar. Koszmar, który zamienił się w rzeczywistość. ”Zahamowałam” gwałtownie.
Cz… czy oni  wiedzą kto ją zabił? Jeżeli tak… Oby Aria nic nie wiedziała…
----------------------------------------------------------------------------------------------------
         Ta da! Mam nadzieję, że rozdział się spodobał :) A więc, jutro mikołajki. Skoro nie chcieliście się udzielać to mówi się trudno, zmieniłam trochę plan. Niespodzianka pojawi się jutro (w sobotę), wieczorkiem. Dziękuję za uwagę i do zobaczenia :>


niedziela, 30 listopada 2014

Propozycja bonusiku mikołajkowego :)

Hej, cześć, witajcie moi drodzy!
Z okazji, że nadchodzą mikołajki pragnę dać Wam mały prezento-bonusik ode mnie. Myślałam nad tym, żebyście pisali w komentarzach pytania jakie macie do danej postaci, a ta postać by odpowiadała, rzecz jasna. xD Piszcie w komentarzach co chcielibyście. Czy może być ten pomysł czy może jakiś inny. Jestem otwarta na wszelkie propozycję. Jeżeli zgadzasz się na moją propozycję to już tutaj napisz w komentarzu pytania, które Cię dręczą. c;
Oczywiście rozdział normalnie pojawi się w piątek, a to będzie taki mały bonusik na sobotę. :)

piątek, 28 listopada 2014

Rozdział 16

Bunkier.
- Jesteśmy na miejscu. – powiedział Strażnik Niebios. Dopiero teraz zauważyłam jego francuski akcent.
         Staliśmy przed dużymi, metalowymi drzwiami. Raffie otworzył je i weszliśmy do środka. Pokój do którego weszliśmy był najwyraźniej pomieszczeniem głównym. Ściany miały jasno-niebieski odcień. Był wypełniony aniołami. Każdy biegał z pokoju do pokoju. Nic dziwnego, w końcu rozpoczęła się wojna… Ehh…
- Zaprowadzić Cię do Twojego pokoju? – zapytał Raffie.
- Umm, dobrze. Prowadź. – uśmiechnęłam się nieśmiało.
         Aria i Caroline poszły w inną stronę ze ”swoimi” Strażnikami. Wszyscy byli podenerwowani. Nikt nie zwracał na innych uwagi. Ktoś na mnie wpadł.
- Przepraszam. – powiedział w roztargnieniu.
- Nic się nie stało. – patrzyłam jak odchodzi szybkim tempem.
                Po kilku minutach stanęliśmy przed drzwiami. To była winda.
- Twój pokój znajduje się na 8 piętrze. Pomieszczenie numer 24. – powiedział i mnie zostawił.
         Weszłam do windy. Kliknęłam guzik z numerem osiem. Winda powoli przesuwała się w górę. Po kilku minutach byłam na ósmym piętrze. Na korytarzy o dziwo nie spotkałam nikogo. Po lewej stronie pomieszczenia miały numery nieparzyste, natomiast po drugiej numery parzyste. Znalazłam pokój 24. Powoli sięgnęłam po klamkę i otworzyłam drzwi. W środku znajdowały dwa łóżka, aczkolwiek nie zauważyłam nikogo innego oprócz mnie. Pokój był w szarym kolorze, meble były białe, natomiast podłoga była najprawdopodobniej z metalu.
         Usiadłam na jednym z łóżek i zdjęłam buty. Ułożyłam się do snu.
- EJ! NIE ŚPIJ! – ktoś krzyknął.
         Usiadłam na łóżku i popatrzyłam się na tę osobę. To była dziewczyna. Patrzyła się na mnie z zainteresowaniem. Miała piękne szare oczy, jej włosy miały odcień jasnego brązu. Była ubrana w jeansy i bordowy T-shirt.
- Kim jesteś? – zapytałam z zaskoczeniem.
- Nazywam się Clary Bell. – podała mi rękę. – Jestem twoją współlokatorką.
- Dlaczego wcześniej Cię nie widziałam w szkole? – zapytałam.
- Ohh, ponieważ ja już rok temu ją skończyłam. – uśmiechnęła się życzliwie.
- A. Czyli ”zaawansowana” anielica? – uśmiechnęłam się.
- Ależ oczywiście.
         Roześmiałyśmy się obie.
- Ojej, przepraszam. Nie przedstawiłam się…
- Nic nie szkodzi. Wiem kim jesteś. Słynna Alexandra Evans.
- Wow, aż tak jestem znana?
- Tak. – uśmiechnęła się. – Poniekąd jest to złe. Każdy nadnaturalny o Tobie mówi… No wiesz. Potomkini wszechmocnej Sonii. Uwierz to jest coś.
         Westchnęłam.
- Myślę, że powinnyśmy się zbierać. – powiedziała Clary.
- Zbierać? Gdzie?
- Nie wiesz nic o tym? Mamy dziś spotkanie strategiczne. Za chwilę się zacznie więc chodź.
         Weszłyśmy do jednego z pokoi na trzecim piętrze. Była to sala konferencyjna. Na środku stał owalny stół. Ze znajomych osób zauważyłam Arię, Raffiego, Mike, Luke i jeszcze pare osób ze szkoły. Ciekawe gdzie Caro… Pośrodku siedział pan White z jakimś innym mężczyzną. Usiadłyśmy z Clary obok siebie. Wtedy pan White zaczął.
- Witajcie. – powiedział energicznie, a zarazem ze smutkiem. – Chciałbym Wam powiedzieć, że związku z wojną musicie nam pomagać. Wiem, że nie każdy jest zbytnio doświadczony. – przy tych słowach popatrzył na mnie. – Ale myślę, że sobie poradzicie. Jutro zostanie wywieszona lista grup, które będą musiały robić przez tydzień. Grupy będą 4 osobowe. Nie rozdzielacie się. Nigdy. To by było na tyle… ah! Zapomniałbym! Nasze spotkania będą odbywały się co tydzień o tej samej godzinie. A teraz Was żegnam.
         Wszyscy wyszli. Udało mi się złapać Arię przy windzie.
- Poczekaj! – zawołałam.
         Odwróciła się.
- Co? –zapytała.
- Jak się czujesz? – zapytałam ze współczuciem.
- Wszystko w porządku.
- Dlaczego nie było Caroline?
- Ponieważ tylko zaawansowani mogą w tym uczestniczyć… - powiedziała i się odwróciła.
         Poczekałam aż pójdzie. Skoro nie ma ochoty rozmawiać to nie ma sensu się narzucać. Pojadę za kilka minut. Ktoś za mną krzyknął moje imię.
- Alex! – krzyknął biegnący Luke. – Jak się cieszę, że jesteś.
         Podbiegł do mnie i przytulił.
- Yyy, Luke?
- Przepraszam… po prostu.. martwiłem się o Ciebie. – popatrzyliśmy sobie w oczy.
         Pocałował mnie, ale po chwili odsunął się.
- Przepraszam… - zaczął, ale ja mu przerwałam.

- Luke, nie powinieneś mnie całować. Nigdy. Pamiętaj o tym. – powiedziałam i weszłam do windy, która akurat wróciła. – Nawet nie próbuj tu wejść.

piątek, 21 listopada 2014

Rozdział 15

Strażnik Niebios.
         Obudziły mnie jakieś krzyki za oknem. Spojrzałam na zegarek. Była trzecia rano. Chciałam wyjrzeć przez okno ale nie mam okna od strony dochodzącego hałasu. Ubrałam się szybko i wyszłam przed szkołę do źródła wrzasków. Zobaczyłam różne istoty przed budynkiem. Wszyscy byli ubrani w czarne kolory, nie widziałam nikogo ze skrzydłami. To musieli być zabójcy, może jeszcze kilka gatunków nadnaturalnych. Wszyscy krzyczeli ŚMIERĆ DOBRU! ŚMIERĆ ANIOŁOM!
         To było okropne. Nagle całe niebo stało się czarne. Czyżby demony? Albo… Upadli. To byli obydwoje przedstawiciele zła. Ja stałam i patrzyłam się jak się zbierają, aby nas zaatakować. Jakaś dziewczyna wyskoczyła z tłumu i wyrwała się w moją stronę. W sekundę znalazła się przy moim gardle. Nie mogłam się ruszyć, nie mogłam nawet krzyknąć. Obnażyła swoje białe kły i wgryzła się w moją szyję. Jedyne co zdążyłam pomyśleć przed śmiercią to to, że nienawidzę wampirów.
***
         Obudziłam się cała zlana potem. To był tylko zły sen. Nic w tym złego. Przecież każdemu śnią się koszmary.
         Usiadłam na łóżku. Rozglądnęłam się po pokoju. Aria spała, natomiast Caroline siedziała przy biurku. Popatrzyłam na zegarek. Była piąta rano. Podeszłam cicho do Caro żeby się przywitać i zapytać gdzie się wczoraj podziewała.
- Cześć. – powiedziałam szeptem.
         Odwróciła się szybko w moją stronę, zaskoczona.
- Oh, siemka. Nie strasz mnie! – odpowiedziała.
- Gdzie Ty wczoraj się podziewałaś!?
- Emm, no wiesz… - spuściła wzrok. – Musiałam się po coś udać do miasta.
- I nie wróciłaś na noc?!
- Przepraszam, mamo! – uśmiechnęła się.
         Westchnęłam i również się uśmiechnęłam.
- No dobra, a teraz drugie pytanie. Co ty wyrabiasz o piątej rano?! Powinnaś się wyspać!
- Słucham muzyki. Nie mogłam usnąć.
- Czego słuchasz? – zapytałam pogodniej.
- The Hanging Tree. Piękna piosenka. Może nie dla anioła, ale…
- Mogę posłuchać? - przerwałam jej.
- No pewnie.
         Podała mi słuchawki. Już na początku piosenka wprawiała w stan kompletnego wzruszenia. Po kilkunastu sekundach zabrzmiał głos dziewczyny. Miała przepiękny głos. Śpiewała o tym, aby dziewczyna się powiesiła i dołączyła do swojego ukochanego. Słowa były tak ułożone, że pewnie sama bym nie mogła się oprzeć pokusie. Po jakiś dwóch minutach piosenka się skończyła. Czułam pustkę.
         W końcu szepnęłam do Caro.
- Coś cudownego.
- Wiem.
            Ktoś zapukał do pokoju. Obydwie popatrzyłyśmy się na siebie. Próbowałam podejść do drzwi, ale ktoś mnie wyprzedził i wpadł do środka naszego pokoju. To był Strażnik, w Niebie dorośli nazywali ich tutores of Heaven. Całe jego ciało pokrywała złota zbroja, a jego skrzydła lśniły. Był wysoki i po rozmiarze zbroi widać było, że umięśniony, miał około dziewiętnaście lat.
- Zaczęło się. – powiedział głosem o niskim natężeniu.
- Co?! – krzyknęła Caro.
            Obudziliśmy Arię, która teraz siedziała na łóżku wpatrując się w chłopaka, a raczej Strażnika.
- Panno Caroline West, zaczęła się wojna. – odpowiedział.
- Wo.. wojna? – zapytała niedowierzając Aria.
- Tak. Wysłaliśmy posiłki z Nieba do parku. Niestety nie wiemy nic o liczebności wroga. Prosiłbym więc abyście się ubrały i poszły ze mną do bunkra.
            Wszystkie trzy zgodnie skinęłyśmy głowami.
- Poczekam przed drzwiami. Gdy będziecie gotowe po prostu otwórzcie drzwi. – powiedział i wyszedł.
            Od razu rzuciłyśmy się w stronę szafy. Ja ubrałam się w moje ulubione ubranie, czyli ciemnoniebieski T-Shirt z napisem ”Hope”, czarne rurki i czarne glany. Dziewczyny ubrały się również w rurki i T-Shirt’y, ale jako buty ubrały trampki.
            Gdy wszystkie się zebrałyśmy, ruszyłam w stronę drzwi. Otworzyłam je. Strażnik tak jak mówił czekał na nas.
- Tak w ogóle to jestem Raffie. – uśmiechnął się do mnie.
            Wszyscy szybko poszliśmy w stronę schodów. Nikt się już nie odzywał.


piątek, 14 listopada 2014

Rozdział 14

Cześć!
Dziękuję za komentarze pod poprzednim rozdziałem! Naprawdę motywują do dalszej pracy :) Zachęcam do komentowania. A teraz zapraszam do czytania rozdziału :) 
Zapowiedź.
- Dyrektorze!! – krzyknęłam zdyszana.
           Odwrócił się na pięcie.
- Tak? Słucham Cię Alexandro?
- Jutro… Jutro chcą… nas… zaatakować! – wydusiłam.
- Co jak to? – poruszył się niespokojnie. – Nie zapowiadało się na wojnę…
- Spotkałam Cartera… On zaproponował mi układ…. Ale go odrzuciłam…
- Spokojnie. Uspokój się.- powiedział dyrektor. – Idź spać. Jest późno. Ja wszystkim się zajmę.
- Dobrze. – powiedziałam i odeszłam.
 Jak zwykle weszłam na trzecie piętro. Jestem już pod drzwiami. Ktoś mnie zaczepia.
- Alex… przepraszam. – powiedział… Luke.- zachowuję się jak debil. Przepraszam.
- Yyy… Luke. Posłuchaj, jedno słowo nie wystarczy. Wiem, że powinnam Ci wybaczyć. Ale nie chcę. Mam dość osób, które ingerują w moje życie. Mam dość.
A teraz muszę już iść. Żegnaj.
- Nie, poczekaj! – krzyknął.
          Nie czekałam już na niego. Weszłam do pokoju i zatrzasnęłam drzwi. Zauważyłam Arię siedzącą przy biurku. Miała na sobie jak zwykle czarne ciuchy – miałyśmy podobny gust jak widać. Swoje włosy jak nie na co dzień splotła w warkocza.
- Hej. – powiedziałam.
- No cześć.
- Co robisz?
         Podeszłam bliżej niej. Rysowała coś, a raczej kogoś. Chyba to był Ash. Nie mówiąc nic odeszłam i położyłam się na swoim łóżku, skoro jutro ma być wojna to wolę się chyba wyspać. Tak będzie o wiele lepiej.
        Jedyne co jeszcze zarejestrowałam przed zaśnięciem to to, że nigdzie nie mogłam znaleźć Caro. Powinna już być dawno w pokoju… ah. Może umówiła się wreszcie z Mike’m. Od dawna nie mieli dla siebie czasu. Przynajmniej będą mieli tą jedną noc. A później… później, zobaczą co się dzieje.
***
Upadły i Anioł,
Wnet stworzą silną drużynę.
On i ona,
To oni zjednoczą Nas,
Każde z nich inną mocą się odwzorowuję,
Lecz wzajemnie się dopełniają.
Zło pod wpływem dobra,
Zmieni się,
Nie każdy w to uwierzy,
Albowiem razem złamią słowo dane przed laty.
Szczerzcie się,
Bowiem znienawidzą Was bliscy,
Tylko w dobrych duszach znajdziecie,
Schronienie.


sobota, 8 listopada 2014

Rozdział 13

Cześć,
na początku chciałabym bardzo przeprosić, że rozdział nie pojawił się wczoraj. Bardzo przepraszam i oto ukazał się już 13 rozdział. Miłego czytania. :)
--------------------------------------------
Jak rozpoczęłam wojnę.
- Skąd masz mój numer?- zapytałam Cole’a.
-Jaki numer? O czym mówisz? – zdziwił się.
- Mój numer telefonu… To nie Ty do mnie dziś napisałeś?
- Przykro mi ale to nie ja…
- A więc kto. – zamyśliłam się na chwilę.
- Myślę, że może to Luke.
- Oh, niee. Pewnie masz rację.
         Jednakże nie musiałam długo się zastanawiać. Usłyszałam jak z mojej kieszeni wydobywa się cichy pomruk. Dostałam esemesa. Sięgnęłam powoli ku kieszeni. Wyciągnęłam czarną elektroniczną zabawkę z klawiaturą. Ociągając się odblokowałam telefon. W wiadomości było napisane ”No dobrze. Nie przyszłaś na spotkanie. Nie mam Ci tego za złe, ponieważ może właśnie robisz coś ważnego. Do zobaczenia kiedy indziej. Josh.” Jak to. Czyli to Josh chciał się ze mną spotkać? Przecież… Przecież on ma cieplutką i bezpieczną posadkę w Niebie. Pytanie, dlaczego tutaj przyleciał?
- Cole… przepraszam. Muszę już iść.
- Dobrze. Cześć.
- Pa. – odpowiedziałam.
         Nie zwlekałam ani chwili pobiegłam jak najszybciej do głównego miejsca w parku. Może go jeszcze znajdę. Może… Może… Zauważam jakiegoś blondyna. Niestety okazało się, że to nie Josh. Rozczarowana wbiłam się w powietrze i poszybowałam nad miastem. Zatrzymałam się na jakiejś ławce. Schowałam skrzydła, ponieważ nie wiadomo kto się tutaj kręci.
         Siedziałam i patrzyłam na wszystkich przechodniów. Marzyłam, aby być jedną z nich. Być z rodziną. Mieć normalne życie. Ale to wszystko moja wina. Nikt inny nie zawinił tylko ja. Nagle zauważam blondynkę, wyższą ode mnie o kilka centymetrów. Jest ubrana bardzo wyrafinowanie, jeżeli można to tak nazwać. Ma szare oczy… Przypomina mi… Przypomina mi Ann. Mimowolnie zaczepiam ją.
- Przepraszam. – mówię, a ona na mnie patrzy. – Która godzina?
         Również się zagapiła. Ale szybko się opanowała i popatrzyła na zegarek na lewej ręce.
- Jest piętnasta. Ymm, czy my się przypadkiem nie znamy? – zapytała.
         Roześmiałam się.
- Ohh, nie. Na pewno nie. – wydaję mi się, że powinnam udawać, że jej nie znam. – Może kiedyś też panią zaczepiłam i zapytałam o godzinę?
         Uśmiechnęła się.
- Pewnie tak. – powiedziała i przygryzła wargę.
- No cóż, dziękuję za udzielenie mi informacji. – powiedziałam.
- Proszę. – powiedziała i odeszła.
         Znowu usiadłam na ławce, lecz teraz miałam towarzysza. Oczywiście był to… wróg.
- Ah, witaj panno Evans! – powiedział Carter. – Jakże piękny dzień mamy, nieprawdaż?
- Czego pan ode mnie chce? – zapytałam. – Nie chcę narażać tych niewinnych ludzi.
- Oh! Ależ oczywiście. Mam dla Ciebie propozycję. – uśmiechnął się. – My mamy coś, a raczej kogoś… kogo na pewno chcecie odzyskać. A zwłaszcza Twoja jakże urocza koleżanka!
         Nienawidzę go. Przez sekundę rozpatrzałam opcję skopania mu tyłka… ale jednak odrzuciłam tą opcję.
- A więc Wy odzyskacie chłopaka, a my… - przerwał.
- A Wy co?! – zapytałam.
- A my dostaniemy waszą szkołę. – zaproponował.
- Powiem krótko. Nie mi dane jest decydowanie za wszystkich… Jeżeli chcesz możesz umówić się z dyrektorem na rozmowę i się dogadać.
- Tyle, że to Ty tutaj jesteś najważniejsza i to Ty decydujesz za nich. – odpowiedział.
- Skoro tak to decyduję się na to aby nie rozmawiać z Tobą. – powiedziałam i wstałam.
         Złapał mnie za ramię.
- Posłuchaj, jeżeli teraz nie zgodzisz się na ugodę to wkroczymy jutro na wasz teren. – powiedział złowrogim tonem.
- Myślisz, że mnie przestraszysz? – uśmiechnęłam się.

         Nie czekałam na odpowiedź. Zamknęłam oczy i poczułam jak z moich dłoni buchają małe iskierki. Pomyślałam o sztylecie i otworzyłam oczy. Właśnie trzymałam sztylet w prawej ręce. Uderzyłam nim z całej siły w lewe ramię Cartera. Zatoczył się do tyłu i wydał z siebie przeraźliwy jęk. Nie czekając na dalsze wydarzenia pobiegłam w stronę tłumu ludzi. Udało mi się tylko usłyszeć jak wykrzykuje czyjeś imiona. Pewnie byli tu cały czas i nas obserwowali, ale nie zareagowali szybko. Teraz muszę ostrzec szkołę. Jesteśmy w niebezpieczeństwie. 

piątek, 31 października 2014

Rozdział 12

I znowu to samo.
         Jestem w parku. Nie widzę nikogo kto mógłby na mnie czekać więc siadam na pobliskiej ławce z nadzieją, że podejdzie do mnie ta osoba. Nie myliłam się. Już z dalekiej odległości zauważyłam, że w moją stronę idzie Luke. Odwróciłam głowę o dziewięćdziesiąt stopni. Zauważam, że w moją stronę pędzi też… Cole. Jemu przyglądam się dłużej, ponieważ wydaję się zabawne gdy wszyscy uciekają na jego widok. Patrzę w obie strony. Zauważają siebie. Luke zaczyna biec, natomiast Cole niewzruszony idzie cały czas równomiernym tempem. Oczywiście pierwszy jest Luke.
- Alex…- mówi. – Chodź za mną, dobrze? Pro..
         Nie zdążył dokończyć, ponieważ pojawił się Cole.
- Cześć. – posłał mi szelmowski uśmiech. – Może chcesz się przejść ze mną?
         Zachowywał się tak jakby Luke’a w ogóle tu nie było. Natomiast Luke..
- Daj jej spokój! Myślisz, że przejdzie na waszą stronę?! Nigdy. Jest uosobieniem dobra! Nie to co ty. – ostatnie słowa powiedział z niesmakiem.
- Dobrze, pójdę z Tobą. Chodź. – powiedziałam do Cole’a i poszłam przed siebie.
         Szybko mnie dogonił i dalej poszliśmy razem.
- Chciałem Cię przeprosić, no wiesz... za to co zrobiłem.
- To nie Twoja wina. Przecież to wina tego… ekhem.. Luke’a. To on cały czas wprasza się w moje życie. Szczerze powiedziawszy, nienawidzę go za to. Chociaż nie powinnam.
- Gdybym z Tobą nie tańczył to by się nie stało.
- Oh, daj spokój. – powiedziałam.
- No dobrze. – uśmiechnął się i popatrzył w oczy.
         Wtedy to znowu się stało. On stał w ciemnym pomieszczeniu, ociekał czarną mazią. To chyba była krew.. A ja na niego patrzyłam z przerażeniem.
- Nic Ci nie jest? – zapytał powoli, po czym podszedł do mnie i mnie przytulił.
- Wszystko w porządku.
         Obydwoje nie zawahaliśmy się. Jego wargi musnęły moje. Był taki ciepły jak na anioła ciemności. Pochłaniałam jego z każdą chwilą. Tak samo jak on mnie. Po chwili wizja zniknęła.
- Widziałeś to? – zapytałam zaskoczona.
- Wizję? To jak się całowaliśmy a ty mnie pragnęłaś coraz bardziej? Nie. – uśmiechnął się łobuzersko.
- Oh! Jesteś okropny. – również się uśmiechnęłam.
- Zapomniałbym. Tylko najpierw ładnie poproś.
- Daj spokój! Znamy się bardzo krótko a Ty zachowujesz się wobec mnie jak do koleżanki z dzieciństwa.
- Raczej nie miałbym takich wizji z koleżanką z dzieciństwa. – znowu uśmiechnął się łobuzersko.
- Ughr! No dobra. Proszę.
- Masz temperament jak na aniołka. Myślę, że ta informacja sprawi, że będziesz wniebowzięta! Haha… rozumiesz? W-niebo-wzięta. Dobra nie ważne, jako upadły muszę pracować nad poczuciem humoru. To trudne.
- Zaraz.. pracujesz nad poczuciem humoru? – roześmiałam się.
- Nie ważne. – powiedział i zrobił znak ręką oznaczający ”koniec tematu”. – Powracając do informacji. Poszperałem trochę w Internecie i znalazłem gdzie znajduję się teraz Twoja rodzina. Przeprowadzili się.
         Zamarłam. Odnalazł moją rodzinę? Chyba rzeczywiście w tym świecie każdy wie o Twoim dawnym życiu.
- Dlaczego ta chęć pomocy z Twojej strony? – zapytałam.
         Przybliżył się do mnie, tak właściwie to do mojego ucha. Wypowiedział słowa szeptem.

- Ponieważ bardzo Cię lubię.

piątek, 24 października 2014

Rozdział 11

Sms od nieznajomego.
         Jesteśmy w gabinecie dyrektora. Aria chciała jak najszybciej wyjaśnić co się stało. Nic dziwnego. Przecież z moich rąk wydobyły się jakieś iskierki. Przynajmniej ją uratowałam, tak?
- Dobrze, Ario możesz zostawić nas samych? – powiedział pan White.
- Dobrze, do widzenia. – powiedziała i wyszła.
- Znasz kogoś o imieniu Sonia? – zapytał gdy zamknęła już drzwi.
- Ee. Tak. Taak miała na imię moja babcia… ale zmarła gdy miałam 4 lata. Nigdy nie spotkałam jej w Niebie…
         Spuściłam głowę, szukałam jej całymi dniami. Nawet pytałam kilkakrotnie Boga czy nie wie gdzie jest, ale nie chciał odpowiedzieć.
- To dlatego, że.. – zaczął.- Była niepokonana taka jak Ty. Posiadała takie moce jak Ty. Nawet więcej, ale myślę, że Ty również je odkryjesz. Z czasem...
- Co z moją babcią? Gdzie jest?! –zapytałam zaniepokojona.
- Oh, jakby Ci to wyjaśnić.. Twoja babcia była bardzo potężna, ale gdy wysłaliśmy ją na kolejną misję.. Ona pomagała koleżance, wtedy.. – popatrzył na mnie ze współczuciem. – zginęła, teraz znajduję w czarnej dziurze.
         Zamazał mi się obraz, zwirował świat. Zaczęłam płakać, nie mogłam tego powstrzymać. Po chwili doszedł do tego szloch. Jak na prawdziwego anioła przystało, dyrektor przybliżył się do mnie i położył rękę na ramieniu. Popatrzyłam na niego. Uśmiechał się, aby dodać mi otuchy. Miło z jego strony ale nie potrzebuję współczucia. Odsunęłam się.
- Pójdę do swojego pokoju, dowidzenia. – powiedziałam.
         Nie czekając na odpowiedź z jego strony wyszłam z gabinetu. Pobiegłam na trzecie piętro, byłam już przed drzwiami. Pokój 3B. Otwieram drzwi. Widzę przez łzy, że w pomieszczeniu są trzy osoby, Aria, Caro i Mike. Czy ja dobrze widzę?! Aria też płacze… Mimo swoich łez podchodzę do niej.
- Co się stało? – pytam zaniepokojona.
- Ashton… - rozpłakała się jeszcze bardziej.
         Wiem, że na razie nic z niej nie wyciągnę. Więc zamiast zadawać zbędne pytania, na które i tak nie dostanę odpowiedzi przytulam ją i mówię do niej.
- Aria, spokojnie. Nie płacz. Nic nie zdziałasz płaczem. Wiesz o tym.. – powiedziałam.
- Wiem... ale to takie trudne ! – i rozpłakała się jeszcze bardziej.
         Płakała jeszcze pół godziny, aż w końcu postanowiła, że położy się spać. Zasnęła bardzo szybko. Nie chcąc jej budzić, wszyscy wyszliśmy z pokoju. Chciałam żeby mi wszystko wytłumaczyli. Co się stało. Ale Mike nie chciał odpowiadać powiedział, że musi już iść. Takim sposobem zostałyśmy we dwie.
- Może Ty mi powiesz co się stało? – zapytałam, lekko zdenerwowana zachowaniem Mike.
         Westchnęła.
- No dobrze. Jak słyszałaś coś się stało z Ash’em.. – zatrzymała się i spojrzała w sufit, jakby chciała zatamować falę łez.
- Czy on… umarł?
- Oh, niee. Dla nas było by to o wiele lepsze niż to co się stało. On.. Alex trudno mi to powiedzieć..
- Mów! Co się z nim stało! Proszę..
- Gdy Ty i Aria poszłyście do fryzjerki, anioły dostały wezwanie. Kolejne w tym tygodniu. Oczywiście Ash się zgodził na udział w tym, ponieważ i tak nie miał co robić.. Ale tam nie było tylko demonów.. Byli wszyscy. Dogadali się, a my wysłaliśmy za mało naszych.. Dwóch zabili, a trzech wzięli do niewoli..
- Jednym z nich był Ash.. – dopowiedziałam.
- Tak. Stamtąd nie ma wyjścia. A jeżeli wszyscy się dogadali… To niedługo spróbują dostać się do Ośrodka. Muszę iść. Część.

         Stałam jak wryta. Nagle usłyszałam, że z mojej kieszeni wydobywa się dziwny dźwięk. Ah, no tak. Telefon. Każdy go teraz miał.. Dostałam sms’a od.. nieznanego numeru. Napisał ”Hej, Alex. Możesz się ze mną spotkać?”. Odpisałam ”Kim jesteś?!”. On ”Obawiam się, że gdy dowiesz się kim jestem nie będziesz chciała przyjść. Proszę, bądź w parku za 10 minut.” Dobrze, a więc pójdę do parku i zobaczę kim jest ta osoba..

wtorek, 21 października 2014

Informację :)

Hej, cześć, witajcie! 
Przepraszam ale dziś nie będzie nowego rozdziału. Mam tak zawalone wtorki, że posty nie będą się już pojawiać w ten dzień. Od teraz rozdziały będą się pojawiać RAZ TYGODNIOWO, w PIĄTKI. Oczywiście będą to późne godziny, typu 2100 czy 2200, jak do tej pory. 
Dziękuję za uwagę i do zobaczenia w piątek! ;)

sobota, 18 października 2014

Rozdział 10

Dziwniej i dziwniej.
         Najpierw musiałam zapytać się dyrektora czy mogę pójść z Arią do miasta. Oczywiście dostałam pozwolenie. Przeszłyśmy już połowię drogi.
- Na pewno mam nie chować skrzydeł? Nie zobaczą? – upewniam się po raz trzeci.
- Chyba nie. Zresztą nikogo tu nie znajdziesz, to odludzie. O i zapomniałabym nasza fryzjerka nie jest człowiekiem. Jest wilkołakiem. – uśmiechnęła się.
- Okej.
         Jesteśmy pod drzwiami. Wchodzimy.
- Oh, Aria! Cześć. – podbiegła do Arii i przytuliła ją.
         Miała krótkie brązowe włosy, zawiązane w kucyka. Była mniej więcej mojego wzrostu. Jej skórę pokrywały ciemne włosy, zbyt obficie. No tak przecież jest wilkołakiem.
- Cześć, Jen. To jest Alex. – przedstawiła mnie Aria.
- Wow, w stu procentach wyglądasz jak anioł! – zachwyciła się Jennifer. – Chcesz przemalować włosy? Mają taki piękny odcień!
- Um… Serio? – zapytałam lekko zaskoczona.
- Tak. Ja bym ich nie przemalowała!
- Ja też! – dodała Aria.
         No świetnie teraz mam dylemat. Może jednak poczekam z tą decyzją do halloween.  Caroline mówiła, że wtedy każdy może wyjść do ludzi, bo nawet jeżeli ktoś zauważy nasze skrzydła to pomyśli, że się przebraliśmy. Dobra, poczekam do halloween. Przecież 31 października to niedaleka data, zważając na to, że mamy dziś już 18 października.
- Dobrze, to może jednak dziś jeszcze nie chcę. Ale nie odejdę od chociaż jednej zmiany. Jesteś piercerem, prawda?
- Tak.
- Zrobisz mi kolczyka w lewej brwi? – zapytałam.
- Na to się zgodzę. – uśmiechnęła się. – Siadaj tam.
         Usiadłam na krześle, które mi wskazała. Nie minęła minuta, a już przyszła z wszystkim co potrzebne.
- Rozluźnij się. Nie będzie bardzo boleć. – powiedziała uspokajającym głosem.
         Zamknęłam oczy, wolałam nie widzieć tego całego sprzętu. Rozluźniłam się, a Jennifer przeszła do roboty. Poczułam rękawiczki jak jej rękawiczki stykają się z moją twarzą i profesjonalnie układają się na niej. Potem wyczułam jak coś przebiło mi skórę, ale nie bolało.
- Otwórz oczy. – powiedziała Jennifer, a ja zrobiłam to co kazała. – Pięknie. Popatrz w lustro, o i mam nadzieję, że kolczyk się spodoba.
         W lustrze ujrzałam siebie. Blond włosy opadały mi bezwładnie na ramiona, a twarz była nieskazitelnie… czysta. Zero krwi. Tylko makijaż. Popatrzyłam na lewą brew. Na końcu był srebrny kolczyk, zakończony z obu stron ćwiekami. Ładny.
- Dzięki. – uśmiechnęłam się do niej.
         W normalnym życiu pewnie zapytałabym się ile płacę, ale nie w tym. Tutaj wszystko było za darmo. Dosłownie. Wystarczyły serdeczne i szczere podziękowania i uśmiech na twarzy. Tylko tyle. Jennifer zapytała się czy chcemy zostać jeszcze ale zgodnie odpowiedziałyśmy przecząco. Niedługo po tym pożegnałyśmy się i wyszłyśmy.
- No, teraz będziesz miała na co poderwać Luka! – powiedziała Aria.
- Ha, ha. Nie chcę go podrywać. – odpowiedziałam.
- Jak to? Ślinicie się obydwoje jak tylko się zobaczycie. Ja to widzę, i jeszcze jak patrzysz na niego!
- Oh, daj spokój! – powiedziałam.
- Kogo to widzę, pannę Hudson i pannę Evans… - odwróciłyśmy się gwałtownie w stronę… uzbrojonego człowieka.
         Był umięśniony, w średnim wieku, oczywiście był wyższy ode mnie i to o jakieś 20 centymetrów. Towarzyszyło mu dwóch chłopaków w naszym wieku, obydwaj mieli po około 180 centymetrów wzrostu i byli tak samo umięśnieni i uzbrojeni po uszy jak tamten.
- Carter… - powiedziała wrogo Aria.
- Panno Hudson, proszę nie być do mnie wrogo nastawionym. Nic pani nie zrobię.
- Tak jasne. – powiedziała i wyciągnęła nóź.
- Ario, nie bądź niemądra. Nas jest trzech a wy… ona nie jest uzbrojona. – powiedział jeden z chłopców.
- Zapomnieliście, że nie macie takiej siły jak ja. – powiedziała i rzuciła się na mężczyznę w  średnim wieku nazwanego wcześniej Carterem.
         Miała przewagę przez kilka sekund, ponieważ tamci oniemieli z wrażenia, że w ogóle postanowiła walczyć. Później było coraz gorzej. Rzucili się na nią wszyscy trzej, a ja tylko patrzyłam. Związali ją stalowymi sznurami. Odwrócili się w moją stronę. Nie wiedząc co robić rozwinęłam skrzydła na całą rozpiętość, a z moich rąk błysnęły biało-złote iskierki. Ułożyły się w sztylet albo coś podobnego, rzuciłam tym w Chłopaka po prawej, ryknął z bólu gdy dostał w ramię. Popatrzyli po sobie oniemiali. Carter rzucił we mnie swoim sztyletem i uciekł, tamci zrobili to samo. Sztylet nawet mnie nie dotknął. Zatrzymał się centymetr od mojego ciała a potem upadł na ziemię, jakby stracił moc. Podbiegłam do Arii, żeby uwolnić ją z więzów. Patrzyła na mnie ze zdumieniem ale nie odezwała się ani słowem.
         Resztę drogi do szkoły przemierzyłyśmy w milczeniu.

wtorek, 14 października 2014

Rozdział 9

Zaczyna robić się dziwnie.
- UWAGA! Proszę się ewakuować! Szybko! Każdy do schronu! Zaatakowano nas! – rozbrzmiał głos dyrektora w szkolnych głośnikach.
- Szybko zbiórka! – powiedział Pan Wallis. – Nie obijać się!
         Wyszliśmy z Sali nr 9 i szybko poszliśmy w stronę schodów. Nikt się nie ociągał więc poszło naprawdę szybko. Byliśmy już przed wejściem do schronu. Teraz już tylko mieliśmy stać w szeregu i czekać na inne klasy oraz na dyrektora, który po raz trzeci w tym dniu powie, że wykonaliśmy dobrą robotę. Ćwiczymy to już od rana. Podobno ma być to ostatni raz. Jeżeli tak to ostatnią lekcją będzie historia. Ciekawi mnie to. Naprawdę. Przyszedł dyrektor.
- No, bardzo dobrze się spisaliście! – powiedział.
- Po raz trzeci…- usłyszałam cichy pomruk kogoś z tyłu.
- Na dziś to koniec. Następne ćwiczenia odbędą się za miesiąc. Idźcie teraz na ostatnią lekcję. Do widzenia!
         Pobiegłam do Sali. Podeszłam do mojej ławki i wzięłam z niej zeszyt i długopis. Teraz zeszyt był inny. Nadal byłam tam ja ale wyglądałam inaczej. Miałam czerwone włosy. Suknia była pół czarna pół biała, bez ramiączek, długa. Wzrok zwisł na jakimś punkcie u góry. Nie zastanawiając się poszłam na lekcję historii.
- Dobrze, dzisiejsza lekcja będzie o zabójcach. – zaczęła pani Allen. – Wiecie, że każdy gatunek ma swojego zabójcę. Ale my mamy ich więcej niż inni. Chcą nas zabić, między innymi: upadli, demony, wampiry… Zresztą nie ważne. Każdy ma to wykute. Ale nie wiecie, że są zabójcy, zabójcy aniołów. Kto mi powie jak zwiemy ich po łacinie?
- Precussor angeli. – odezwałam się nagle.
- Bardzo dobrze, panno Evans. – uśmiechnęła się do mnie.
- Chcę was przed nimi ostrzec. Są niezwykle zwinni i silni, jak na swoje pochodzenie…
- Z jakiego gatunku pochodzą? – ktoś zapytał.
- Są ludźmi. Ale obdarzonymi niezwykłymi darami. Niestety używają daru przeciwko dobru. Z tego co wiem każdy człowiek jest zabójcą, lecz nie każdy to odkrywa.
            Zadzwonił dzwonek. Zebrałam się i ruszyłam w stronę drzwi ale pani Allen mnie zatrzymała.
- Panno Evans! Proszę poczekać.- zawołała.
            Oho. Czyżbym coś źle zrobiła? Niee. Uważałam na lekcji. Nawet się odezwałam.
- Skąd wiedziałaś jak ich nazywamy po łacinie? Znasz łacinę? – zapytała zaciekawiona.
- Nie, nie znam. Nagle wpadło to do mojej głowy.- odpowiedziałam.
- No dobrze, jeżeli nie chcesz mówić to nie naciskam.
- Ale mówię prawdę pani Allen. Tak po prostu wpadło mi to do głowy.
- Dobrze, wierzę Ci, a teraz zmykaj.- powiedziała i odwróciła się w stronę biurka.
            Wyszłam pospiesznie z Sali i pobiegłam do pokoju. Zastałam tam tylko Arię, ponieważ Caro umówiła się z Mike’m na randkę. Podeszłam do szafki nocnej i odłożyłam zeszyt i długopis.
- Hej, jak poszło? Rozbolała mnie już głowa od tego alarmu… mogliście mi tego oszczędzić. – powiedziała Aria.
- Super, znikąd przyszło mi do głowy jak po łacinie mówią na zabójców aniołów. Ehh.
- Może usłyszałaś jak ja coś mówiłam o nich i skojarzyłaś?
- Może. – powiedziałam z nadzieją. – Aria?
- Tak?
- Chcę wyjść na zewnątrz i pójść do fryzjera. Chcę przefarbować włosy na czerwono.
- Serio? Ekstra! Pójdziemy za godzinkę. Teraz daj mi posłuchać nowego teledysku Taylor Swift!
- Okej. – powiedziałam i usadowiłam się na łóżku.

            Wzięłam Lunę na kolana. Na szczęście zmieniła się po godzinie w swoją normalną postać i teraz jest normalną, białą kotką…