Oczy anioła.

Oczy anioła.

wtorek, 30 września 2014

Rozdział 5

Luke.
         Boom…. Przywaliłam głową w ścianę.
- Aghr…. Ała!! Cholera ale boli! Ał… - krzyknęłam.
- Oh. Daj spokój wreszcie, dziś już się nie nauczysz odpowiednio hamować. – powiedziała Caroline.
- Nie. Dam radę.
- Chcesz jeszcze kilka siniaków? Serio?!
- Tak. Idź na zajęcia.
- A ty? – popatrzyła na mnie dziwnie.
- Poćwiczę. Przecież nie będę szła na matematykę… - uśmiechnęłam się.
         Ćwiczyłam to jeszcze godzinę, ale potem przyszła jakaś banda umięśnionych kolesi i mi przerwali.
- Hej, aniołku co ty tutaj robisz? – powiedział jakiś koleś. Był wysoki, wysportowany a jego włosy były lekko kręcone w kolorze blond.
- Przepraszam, nie wiedziałam, że ktoś będzie miał jeszcze lekcje.
- Mamy trening koszykówki, nie lekcje. – powiedział ktoś z tyłu.
- Oh… Już idę. Przepraszam. – Spuściłam wzrok i wyleciałam.
         Mogła mi powiedzieć, że ktoś tu będzie. Zabije. Wyszłam na idiotkę. Ale to moja wina… gdybym nie ćwiczyła to niestało by się to… Ktoś złapał mnie za ramię.
- Ej. Nic się nie stało. – uśmiechnął się do mnie ciepło. – Jestem Luke. A ty?
- Alex. – uśmiechnęłam się nieśmiało.
- Ładnie. Nowa uczennica?
- Tak.
- Jeżeli masz jakieś problemy z oswojeniem się tu, to przyjdź o 14 do biblioteki. – powiedział i poszedł w stronę Sali gimnastycznej.
         Na pewno przyjdę.  Pomyślałam.
               *****************************
- Oooh! Luke zainteresował się Tobą… Eh! Szczęściara.. To jest najprzystojniejszy chłopak w ośrodku! Yyy… oczywiście zaraz po moim! – mówiła Aria.
- Powinnam nie pozwolić Ci zostać w sali! – roześmiała się Caro udając poważną.
- No pewnie. Najlepiej zamknijcie mnie w klatce.
- Nazwał Cię aniołkiem? – zapytały.
- Mówiłam  już 100 razy, że tak! Jejku!
- Wiedziałam, że matma jest nudniejsza od takich ćwiczeń…. –powiedziała Caro i wszystkie się roześmiałyśmy.
- Co zakładasz na siebie? – zapytała Aria.
- Em… Nie za bardzo wiem jakie mam ciuchy w tej szafie… No ej! Jest ogromna. – znowu się roześmiałyśmy.
- Może załóż sukienkę?- zaproponowała Caro.
- Nie idę na randkę. Założę czarne wytarte rurki, biały T-shirt i glany. – powiedziałam – Nawet go nie znam.
- Oj tam! – powiedziała Aria. – O patrz! Już 13.50… Biegnij!! Wiesz gdzie jest biblioteka?
- Y. Tak, tak wiem. Dobra cześć.
         Po pięciu minutach byłam już na miejscu. Zauważyłam go, siedział i czytał jakąś książkę… Miał na sobie czerwoną koszulkę i ciemne dżinsy. Zauważył mnie.
- O hej! Siadaj. – uśmiechnął się.
- Hej. – usiadłam na wprost niego.
- Ładne kreski. – popatrzył mi w oczy, powoli się roztapiałam.
         Jego oczy są koloru, koloru… niebieskiego ale nie takiego ciemnego, jak burza. Przyglądnęłam się też czy ma kolczyki i tatuaże. Nie zauważyłam ani tego ani tego. Dziwne. Większość osób tutaj ma to.
- Dzięki.
- Posłuchaj mnie. Nie bez powodu zwróciłem na ciebie uwagę. Twoje skrzydła… Wiesz, że masz nam pomóc. Bóg się ze mną kontaktował. Twoje nauczanie będzie przyspieszone. Nauczysz się podstaw, ponieważ reszta nie jest Ci potrzebna. – przerwał, czeka na moją reakcję.
- Dobra. W sumie i tak wszystko mi jedno. Tyle? Jeżeli tak to pozwól, że już pójdę. Żegnam.
- Poczekaj…
         Ale ja już nie patrzyłam na niego tylko na drzwi, odeszłam. Przyspieszone nauczanie, no świetnie. Ktoś mnie zaczepia.
- Adelajda Alexandra? –pyta jakaś dziewczyna, nie zwracam za bardzo na nią uwagi.
- Ta. Czego chcesz? – powiedziałam zła. Nie powinnam się na niej wyżywać ale nie potrafię. Zawahała się.
- To list do Ciebie. Od… - zerknęła na niebieską kopertę. – Od Josha. Proszę.
- Dzięki…

         Josh o mnie pamięta? Muszę jak najszybciej otworzyć list… ale najpierw muszę biec na trzecie piętro do mojego pokoju. Ehh…

piątek, 26 września 2014

Rozdział 4

Pokój.
         Kurde. Jednak mój pokój nie jest na pierwszym piętrze, a na trzecim. Gdy jestem już pod drzwiami słyszę śmiechy. Pukam, po czym od razu wchodzę. Po wejściu widzę ściany, są białe… nie. One są z piór, białych piór. Natomiast dywan jest puchaty, czarny. Nie patrzę na dalsze szczegóły, ponieważ zauważam znajomą mi osobę.
- Aria?! – mówię zdziwiona.
- No ba! Myślałaś, że się mnie pozbyłaś?! O, nie! Nie ma tak łatwo. – uśmiechnęła się i popatrzyła na dziewczynę obok.- A. Poznaj Caro. Caro poznaj… Jak masz teraz na imię?
- Alexandra.
- Wow! Extra!- powiedziała Aria.
- Miło mi cię poznać Alex. – odezwała się Caro.
         Była wyższa ode mnie, przynajmniej o kilka centymetrów. Miała średniej długości, jasne, brązowe włosy. Zauważyłam u niej jeden tatuaż. Zero kolczyków na twarzy. Tatuaż znajdował się na nadgarstku, był to znak nieskończoności i jakieś imię. Nie mogę doczytać z tej odległości ale chyba jest tak literka ”M”.
- Mi również. Tooo, z która z was mieszkam? – zapytałam a one wybychneły śmiechem. – No co?!
- Mieszkamy tu wszystkie trzy. Na trzecim piętrze są tylko pokoje trzy osobowe pokoje. – oznajmiła Caro.
- Tak. Rozumiem. Ale dyrektor powiedział, że będę mieć tylko JEDNĄ współlokatorkę…
- No to się najwyraźniej pomylił. Bo masz dwie. – powiedziała z uśmiechem na twarzy Aria.
- Które to moje łóżko? – zapytałam.
- Tamto. – wskazała Caro.
- Dzięki. – powiedziałam.
         Podeszłam do mojego nowego łóżka. Było jednoosobowe. Czarne. Koło niego była szafka nocna, też czarna. Najwyraźniej w tym pokoju musiała się zachować harmonia biały – czarny. Czyżby nawiązanie do dobra – zła? No cóż nie ważne. Usiadłam na moim łóżku. Było bardzo wygodne.
- Wygodne, prawda? – powiedziała Aria. – W szafce nocnej masz zeszyt i długopis. Tylko tyle przyda Ci się na zajęcia.
- Dzięki. – uśmiechnęłam się do niej.
         Otworzyłam szafkę i od razu zauważyłam zeszyt. Zgadnijcie co było na nim narysowane. Anioł. Pięknie narysowany graficznie anioł. Był kolorowy. O dziwo. Była to dziewczyna, blondynka. Miała niebieskie, szkliste oczy, tak jakby zaraz miałaby się rozpłakać. Na sobie miała Sukienkę, niebieską. Z falbankami. Natomiast jej skrzydła były białe ale w niektórych miejscach ”pozłacane”…
- To ty. Zeszyty przedstawiają osobę do której należy zeszyt. – powiedziała Aria.
- Wow. Nie spodziewałam się. – uśmiechnęłam się pod nosem i odłożyłam zeszyt. – A ty Caro… chodzisz na zajęcia czy już nie?
- Ostatni miesiąc! Jak skończę szkołę będę na tym samym poziomie co Aria. – tu zwróciła się do dziewczyny. – I będę lepsza.
- Ha! No chyba w snach. – odpowiedziała Aria i rzuciła poduszką w Caro.
         Zaczęły rzucać się na poduszki. Z pewnością oglądałabym to, gdyby Aria nie rzuciła mnie poduszką w twarz.
- Ej! – krzyknęłam i zaczęłyśmy się wzajemnie rzucać poduszkami.
         Po jakiś 10 minutach walki w drzwiach stanął chłopak.
- No, no. O co znowu poszło? – powiedział i podszedł do Caro. Przytulił ją i pocałował. Po chwili przestali, ale nie przestał ją obejmować. – Jestem Mike, a ty?
         Chłopak był wysoki. Nawet nieźle zbudowany. Jego włosy… były białe?! No nieźle. Natomiast skrzydła. Skrzydła miał piękne. Takie ogromne i lśniły…
-Yyy… ja? Ade… Alexandra. Mów mi Alex.
-Spoko. – znowu popatrzył na Caro. – To jak idziemy dzisiaj?
- Przepraszam. Nie dam rady. – posmutniała.
- Dobra. To ja już lepiej pójdę. Cześć. – powiedział zamykając drzwi.
         Muszę poprawić jej humor.
- Mam pytanie… Czy tutaj wszędzie chodzą takie ciacha?- zapytałam śmiejąc się a one zawtórowały mi.
- Ha! No pewnie. Możemy Cię poznać… - zaczęła Aria.
- Nie, nie dzięki. Sama sobie znajdę!
- Tylko powiedz nam jak kogoś znajdziesz. – powiedziała, śmiejąc się Caro.
- Okej, może powiem.
         Później przeprałam się w czarną piżamę (była do wyboru jeszcze biała ale lubię kolor czarny) zrobiłam miejsce dla Luny i położyłam się spać. Jutro ma być mój pierwszy dzień nauki. Może być ciekawie.
----------------------------------------------------------------------------------------------------
 Cześć, chcę powiedzieć, że od teraz rozdziały będą się pojawiać we wtorki i w soboty. Do następnego rozdziału we wtorek. C;

wtorek, 23 września 2014

Rozdział 3

Zmiana imienia.
         Ała! Ale mnie boli głowa… nie lubię już teleportów… zresztą nie ważne. Zauważam dwie osoby. Chłopaka i dziewczynę. Są w mniej więcej moim wieku. Chłopak jest wysoki i dobrze zbudowany, ma kręcone czarne włosy. Natomiast dziewczyna jest niska, sądzę, że ma nie więcej jak 160 centymetrów wzrostu, ma piękne brązowe (podchodzące pod czarne) włosy. Obydwoje są aniołami, dlaczego tak uważam? Ponieważ widzę ich piękne, białe skrzydła. Zauważają mnie.
- Adelajda? Czy to ty? – zapytała z niepokojem dziewczyna.
- Em. Tak, skąd wiesz? –zapytałam zdziwiona.
- Cała szkoła już wie o Tobie. Jestem Aria a to jest Ashton.
- Mów mi Ash. – powiedział chłopak.
- Dobrze. – odpowiedziałam.
         Gadaliśmy jeszcze chwilę. Dowiedziałam się, że znajduję się w Nowym Jorku jednym z miast w Stanach Zjednoczonych, znajduję się w ośrodku szkoleniowym aniołów, zwanym inaczej szkołą. Będę uczyć się 3 miesiące, ale po skończeniu mogę tu zostać czyli tak jak to zrobili Aria i Ash albo mogę dostać mieszkanie poza szkołą. Później rozmawialiśmy o Lunie, kilkakrotnie próbowaliśmy żeby się zmieniła ale nie udało się. Podczas naszej rozmowy zauważyłam, że obydwoje mają tatuaże i kolczyki. Ash ma kolczyk w brwi i w jednym uchu. Natomiast Aria ma jakąś dziurę w uchu, kolczyk w wardze oraz standardowo różne kolczyki w uszach. Gdy zapytałam ich o tą dziurę, obydwoje się roześmiali ale w końcu odpowiedzieli, że to nazywa się tunel. Powiedzieli również, że mogą mnie zaprowadzić do piercera i tatuażysty żebym miała takie rzeczy. Nie powiem, podoba mi się to bardzo. Okazali się bardzo sympatycznymi osobami. Mam nadzieję, że się z nimi kiedyś zaprzyjaźnię. Po naszej rozmowie zaprowadzili mnie do ”dyrektora”.
-No, tutaj się rozstajemy. To jest jego gabinet. Do zobaczenia! – powiedziała Aria.
- Dzięki, do zobaczenia!- uśmiechnęłam się i odwróciłam w stronę drzwi.
         Położyłam Lunę na ziemi, aby mogła swobodnie chodzić. Zapukałam do drzwi i otworzyłam je.
- Dzień dobry?- zapytałam cicho.
-Ah. Witaj Adelajdo! – powiedział jakiś mężczyzna. To pewnie dyrektor. Był starszy i był średniego wzrostu, miał kruczoczarne, ułożone na żel włosy, chciał na siłę wyglądać młodo. Uśmiechnął się serdecznie i wręczył mi jakiś papier. – To twój nowy plan lekcji. Od poniedziałku do piątku masz codziennie 5 lekcji. Szkoła ma za zadanie jak najlepiej cię przyszykować…
- Wiem już wszystko. Poznałam Arię i Asha powiedzieli mi o tym.
- Tak? To dobrze. A powiedzieli o zmianie imienia?
-Nie. Nic takiego nie mówili. Ja mam zmienić imię? Dlaczego?
- Ponieważ tutaj będziesz wykonywać zupełnie inną ”pracę” oraz będziesz inną osobą. Wszyscy zmieniają imiona. Jak chcesz więc mieć teraz na imię? Oh, zapomniałbym! Imię zmieniasz ale Twoje nazwisko zostaje.
- Emmm, no dobrze. Chcę mieć na imię… hm… może Alexandra? Tak. Chcę mieć na imię Alexandra.
- Dobrze. A więc będziesz od dziś Alexandrą. A teraz idź do swojego pokoju. – dał mi kluczyk.- Jest to klucz zapasowy, ponieważ Twoja współlokatorka też musi mieć klucz. Do widzenia Alexandro.
- Dziękuję, do widzenia.
         Zawołałam Lunę i wszyłam. Będę mieć współlokatorkę? Ale super. Ciekawe jaka ona będzie. No ale nic, popatrzyłam na zawieszkę kluczyka. A więc muszę iść do pokoju 3B. Pewnie jest na pierwszym piętrze.
- Luna! Chodź! – zawołałam, ponieważ nie szła za mną tylko drapała krzesło.
         Razem weszłyśmy na schody prowadzące do pierwszego piętra.

sobota, 20 września 2014

Rozdział 2

Prezent od Boga.
Od czego mam zacząć?!
         Od płaczu? Od rozpaczy? Czy może od szczęścia?!
         Nie. Nie będzie płaczu ani rozpaczy. Muszę być silna. Tamci na ziemi może mnie potrzebują. A może to ja ich potrzebuję… Muszę pójść do Josha on wie wszystko o tamtym miejscu jest taki inteligentny. Żeby przejść do jego domu muszę przejść przez niebiański park. Ale nie muszę, zauważam go na ”naszej” huśtawce. On wie.
- Ad… wiem już jakie dostałaś zadanie. – powiedział i jeszcze bardziej posmutniał.
         Usiadłam na drugiej huśtawce.
- Eh. Posłuchaj mnie. Muszę wiedzieć wszystko o tym świecie.
- Domyśliłem się. A więc co chcesz dokładnie wiedzieć? – zapytał i spojrzał na mnie tymi swoimi pięknymi błękitnymi oczami.
         Myślałam przez dłuższą chwilkę. Mam dużo pytań, tysiące ale jedno mnie najbardziej nurtuje.
- Czy spotkam tam moją rodzinę?
- Jeżeli pamiętasz gdzie kiedyś mieszkałaś, a oni się nie wyprowadzili to tak. Ale nie wiem czy by Cię poznali, mogli zapomn… mogą nie wiedzieć jak wyglądasz teraz. A i na ziemi będziesz wyglądać normalnie, ludzie nie zobaczą twoich skrzydeł ale nadnaturalni tak. Więc proszę chowaj je.
-Em, okej. Dobrze. A z kim mam walczyć?
- Ze złem. No wiesz upadłe anioły, demony, wampiry…
-A wilkołaki?!
-Mamy z nimi ”sojusz”.– powiedział.
- Okej…
- Spokojnie chwilowo nie będziesz z nimi walczyć. Na razie idziesz do szkoły nadnaturalnych.
- Szkoły?! No nie wierze…
- To uwierz, a i miałem Cię zabrać do Ojca. Już musisz iść na ziemie.
- Ale ja nie chce! – krzyknęłam.
- Wiem. Zrozum jesteś tam potrzebna.- powiedział i pocałował mnie w policzek.
         Polecieliśmy razem do domu Bożego. Chyba 2 razy zawracałam więc zeszło nam to trochę więcej. Gdy weszłam do pomieszczenia zostałam od razu zauważona. Nie lubię tego. Jestem raczej osobą spokojną, niezauważalną.
-Dzień dobry! – powiedziałam razem z Joshem.
- Witajcie. Dziękuję Ci Joshu za to, że przyprowadziłeś Adelajdę. Możesz już iść. – powiedział Bóg a on popatrzył na mnie ostatni raz i wyszedł. – Musisz już iść Adelajdo. Ale zanim tam zejdziesz chcę Ci powiedzieć, że będziesz chodzić do szkoły z innymi aniołami przyziemnymi.
- Wiem już to…- powiedziałam odrobinę za ostro, to do mnie nie podobne.
- Nie złość się, proszę. Chcę Ci jeszcze podarować coś. Poczekaj tu chwilkę, zaraz przyjdę.
         Nie wierzę w to. Dlaczego musiałam dostać takie głupie przeznaczenie?! Mogłam zostać tu, wyjść za Josha i mieć z nim dziecko, mogłam być szczęśliwa. Ale teraz moje plany się nie powiodą, bo akurat ja musiałam dostać to przeznaczenie. Teraz już nigdy nie wrócę do Nieba, bo ta wojna się nigdy nie skończy. Nawet jeśli zginę to wyślą mnie do pustego ciemnego pokoju gdzie będę siedzieć do dnia aż któraś strona osłabnie a będą wtedy o mnie walczyć, dobro i zło. Nie wiem, które by wygrało. Przyszedł Ojciec.
- Adelajdo! Oto prezent ode mnie. Ma za zadanie cię chronić. – powiedział a ja wytrzeszczyłam oczy na ten ”prezent”- Bądź spokojna. W tym wcieleniu wygląda normalnie i jest taka niewinna ale w drugim wcieleniu jest drapieżnym zwierzęciem. Gdy tylko wyczuję kłopoty będzie drugim wcieleniem. Oczywiście gdy ją oswoisz będzie na zawołanie zamieniać swoje wcielenia, niestety potrwa to chwilę.
- Em… dziękuję. – powiedziałam i znowu popatrzyłam na małą białą kotkę. Zauważyłam, że ma jakieś znamię, srebrny półksiężyc na lewym udzie. – Ma jakieś imię?
- Nie. – uśmiechną się. – Sama nadaj jej imię.
-Hm. Nazwę Cię Luna. – powiedziałam i wzięłam kotkę na ręce.
         Pożegnałam się ze wszystkimi, których znałam i kochałam. Niestety nigdzie nie znalazłam Josha, zostawiłam mu list. Później już tylko wzięłam Lunę na ręce i weszłam w portal na ziemię.

                                                                                        

środa, 17 września 2014

Rozdział 1

Przeznaczenie.
         Stoję właśnie przed mniejszą wersją jakiejś dziewczynki, ona... płacze... w różowym pokoju. Zaraz… przecież to ja. Mam na sobie niebieściutką sukieneczkę i bielutką opaskę. To jest właśnie ten dzień. Dzień, który zmienił całe moje życie. Dlaczego musiałam wyrwać siostrze, bo nie chciała mi kupić ten głupiej lalki? Ponieważ byłam głupia. Mimo to, że wiem dokładnie co będzie później nie budzę się, nie szczypie, nie wrzeszczę.
- Adi… nie płacz. Chodź pójdziemy na pole, dobrze? – zapytała spokojnie siostra.
         Popatrzyłam na nią tymi wielkimi, pełnym bólu, niebieskimi oczami.
- Dobrze. – odpowiedziałam pociągając nosem.
         Znowu poszłam za nimi. Kolejny raz.
- Kupisz mi tą lalkę? – zapytałam pełna nadziei.
- Wiesz, że nie mama nie ma na to pieniędzy, ja też.
         I to właśnie ten moment. Wyrywam moją małą rączkę z rąk  Ann. Biegnę ile sił w nogach. A ja próbuję siebie zatrzymać ale jestem tylko przeźroczystą postacią. Przebiegam przez siebie i wybiegam na ulice. Zatrzymuję się i… i potem widzę światło, a postać małej dziewczynki idzie w tą stronę.
         Budzę się. Zawszę ten sam sen. Dlaczego mnie to dręczy. Jestem tu kilka lat a śni mi się to od pół roku… Z moich rozmyśleń wyrwał mnie czyjś głos, głos Josha.
- Ad! Wstałaś! Nareszcie! Bóg Cię wzywa. No wiesz dziś ten dzień. - powiedział  uradowany.
- Ah, no tak. Rzeczywiście. Już lecę.
         Dziś mam się dowiedzieć jaka jest moja rola. Jestem już w świątyni Boga.
- Witaj Adelajlo!- słyszę serdeczny głos Jezusa.
- Witaj Jezusie.
- Mój Ojciec zaraz przyjdzie. Nie denerwuj się będzie dobrze.
- Dziękuję Ci. – uśmiechnęłam się.
         Czekam już dobre 15 minut a Boga wciąż nie ma. To do niego nie podobne! Musiało się coś stać… może coś złego? Nie, na pewno nie.
- Witaj Adelo. – mówi roztargniony Bóg.
- Witaj Boże.
- Usiądź proszę. Zobaczymy jaką rolę kiedyś dostałaś. Podczas tego bądź spokojna, nie denerwuj się, dobrze?
- Dobrze.
         Usiadłam. Zamknęłam oczy. Poczułam mrowienie. A później.. już nic. Samą pustkę. Potem usłyszałam głos Boga.
- Adelo. Otwórz oczy! – zobaczyłam, że Ojciec jest… przestraszony?! – Twoja przyszłość… Ty… Jesteś jedną z najmocniejszych aniołów. Jesteś na równi z Serafinami a nawet wyżej. Ale to nie jest możliwe… przynajmniej Nie było… aż do teraz. Muszę zesłać Cię na ziemie tam jest teraz Twój dom. Będziesz… walczyć z upadłymi aniołami.
- Doo… dobrze. Dziękuję.
         I tak po prostu wszyłam. Załamana. I co teraz ze mną będzie? I czy tam… spotkam moją dawną rodzinę?