Oczy anioła.

Oczy anioła.

piątek, 31 października 2014

Rozdział 12

I znowu to samo.
         Jestem w parku. Nie widzę nikogo kto mógłby na mnie czekać więc siadam na pobliskiej ławce z nadzieją, że podejdzie do mnie ta osoba. Nie myliłam się. Już z dalekiej odległości zauważyłam, że w moją stronę idzie Luke. Odwróciłam głowę o dziewięćdziesiąt stopni. Zauważam, że w moją stronę pędzi też… Cole. Jemu przyglądam się dłużej, ponieważ wydaję się zabawne gdy wszyscy uciekają na jego widok. Patrzę w obie strony. Zauważają siebie. Luke zaczyna biec, natomiast Cole niewzruszony idzie cały czas równomiernym tempem. Oczywiście pierwszy jest Luke.
- Alex…- mówi. – Chodź za mną, dobrze? Pro..
         Nie zdążył dokończyć, ponieważ pojawił się Cole.
- Cześć. – posłał mi szelmowski uśmiech. – Może chcesz się przejść ze mną?
         Zachowywał się tak jakby Luke’a w ogóle tu nie było. Natomiast Luke..
- Daj jej spokój! Myślisz, że przejdzie na waszą stronę?! Nigdy. Jest uosobieniem dobra! Nie to co ty. – ostatnie słowa powiedział z niesmakiem.
- Dobrze, pójdę z Tobą. Chodź. – powiedziałam do Cole’a i poszłam przed siebie.
         Szybko mnie dogonił i dalej poszliśmy razem.
- Chciałem Cię przeprosić, no wiesz... za to co zrobiłem.
- To nie Twoja wina. Przecież to wina tego… ekhem.. Luke’a. To on cały czas wprasza się w moje życie. Szczerze powiedziawszy, nienawidzę go za to. Chociaż nie powinnam.
- Gdybym z Tobą nie tańczył to by się nie stało.
- Oh, daj spokój. – powiedziałam.
- No dobrze. – uśmiechnął się i popatrzył w oczy.
         Wtedy to znowu się stało. On stał w ciemnym pomieszczeniu, ociekał czarną mazią. To chyba była krew.. A ja na niego patrzyłam z przerażeniem.
- Nic Ci nie jest? – zapytał powoli, po czym podszedł do mnie i mnie przytulił.
- Wszystko w porządku.
         Obydwoje nie zawahaliśmy się. Jego wargi musnęły moje. Był taki ciepły jak na anioła ciemności. Pochłaniałam jego z każdą chwilą. Tak samo jak on mnie. Po chwili wizja zniknęła.
- Widziałeś to? – zapytałam zaskoczona.
- Wizję? To jak się całowaliśmy a ty mnie pragnęłaś coraz bardziej? Nie. – uśmiechnął się łobuzersko.
- Oh! Jesteś okropny. – również się uśmiechnęłam.
- Zapomniałbym. Tylko najpierw ładnie poproś.
- Daj spokój! Znamy się bardzo krótko a Ty zachowujesz się wobec mnie jak do koleżanki z dzieciństwa.
- Raczej nie miałbym takich wizji z koleżanką z dzieciństwa. – znowu uśmiechnął się łobuzersko.
- Ughr! No dobra. Proszę.
- Masz temperament jak na aniołka. Myślę, że ta informacja sprawi, że będziesz wniebowzięta! Haha… rozumiesz? W-niebo-wzięta. Dobra nie ważne, jako upadły muszę pracować nad poczuciem humoru. To trudne.
- Zaraz.. pracujesz nad poczuciem humoru? – roześmiałam się.
- Nie ważne. – powiedział i zrobił znak ręką oznaczający ”koniec tematu”. – Powracając do informacji. Poszperałem trochę w Internecie i znalazłem gdzie znajduję się teraz Twoja rodzina. Przeprowadzili się.
         Zamarłam. Odnalazł moją rodzinę? Chyba rzeczywiście w tym świecie każdy wie o Twoim dawnym życiu.
- Dlaczego ta chęć pomocy z Twojej strony? – zapytałam.
         Przybliżył się do mnie, tak właściwie to do mojego ucha. Wypowiedział słowa szeptem.

- Ponieważ bardzo Cię lubię.

piątek, 24 października 2014

Rozdział 11

Sms od nieznajomego.
         Jesteśmy w gabinecie dyrektora. Aria chciała jak najszybciej wyjaśnić co się stało. Nic dziwnego. Przecież z moich rąk wydobyły się jakieś iskierki. Przynajmniej ją uratowałam, tak?
- Dobrze, Ario możesz zostawić nas samych? – powiedział pan White.
- Dobrze, do widzenia. – powiedziała i wyszła.
- Znasz kogoś o imieniu Sonia? – zapytał gdy zamknęła już drzwi.
- Ee. Tak. Taak miała na imię moja babcia… ale zmarła gdy miałam 4 lata. Nigdy nie spotkałam jej w Niebie…
         Spuściłam głowę, szukałam jej całymi dniami. Nawet pytałam kilkakrotnie Boga czy nie wie gdzie jest, ale nie chciał odpowiedzieć.
- To dlatego, że.. – zaczął.- Była niepokonana taka jak Ty. Posiadała takie moce jak Ty. Nawet więcej, ale myślę, że Ty również je odkryjesz. Z czasem...
- Co z moją babcią? Gdzie jest?! –zapytałam zaniepokojona.
- Oh, jakby Ci to wyjaśnić.. Twoja babcia była bardzo potężna, ale gdy wysłaliśmy ją na kolejną misję.. Ona pomagała koleżance, wtedy.. – popatrzył na mnie ze współczuciem. – zginęła, teraz znajduję w czarnej dziurze.
         Zamazał mi się obraz, zwirował świat. Zaczęłam płakać, nie mogłam tego powstrzymać. Po chwili doszedł do tego szloch. Jak na prawdziwego anioła przystało, dyrektor przybliżył się do mnie i położył rękę na ramieniu. Popatrzyłam na niego. Uśmiechał się, aby dodać mi otuchy. Miło z jego strony ale nie potrzebuję współczucia. Odsunęłam się.
- Pójdę do swojego pokoju, dowidzenia. – powiedziałam.
         Nie czekając na odpowiedź z jego strony wyszłam z gabinetu. Pobiegłam na trzecie piętro, byłam już przed drzwiami. Pokój 3B. Otwieram drzwi. Widzę przez łzy, że w pomieszczeniu są trzy osoby, Aria, Caro i Mike. Czy ja dobrze widzę?! Aria też płacze… Mimo swoich łez podchodzę do niej.
- Co się stało? – pytam zaniepokojona.
- Ashton… - rozpłakała się jeszcze bardziej.
         Wiem, że na razie nic z niej nie wyciągnę. Więc zamiast zadawać zbędne pytania, na które i tak nie dostanę odpowiedzi przytulam ją i mówię do niej.
- Aria, spokojnie. Nie płacz. Nic nie zdziałasz płaczem. Wiesz o tym.. – powiedziałam.
- Wiem... ale to takie trudne ! – i rozpłakała się jeszcze bardziej.
         Płakała jeszcze pół godziny, aż w końcu postanowiła, że położy się spać. Zasnęła bardzo szybko. Nie chcąc jej budzić, wszyscy wyszliśmy z pokoju. Chciałam żeby mi wszystko wytłumaczyli. Co się stało. Ale Mike nie chciał odpowiadać powiedział, że musi już iść. Takim sposobem zostałyśmy we dwie.
- Może Ty mi powiesz co się stało? – zapytałam, lekko zdenerwowana zachowaniem Mike.
         Westchnęła.
- No dobrze. Jak słyszałaś coś się stało z Ash’em.. – zatrzymała się i spojrzała w sufit, jakby chciała zatamować falę łez.
- Czy on… umarł?
- Oh, niee. Dla nas było by to o wiele lepsze niż to co się stało. On.. Alex trudno mi to powiedzieć..
- Mów! Co się z nim stało! Proszę..
- Gdy Ty i Aria poszłyście do fryzjerki, anioły dostały wezwanie. Kolejne w tym tygodniu. Oczywiście Ash się zgodził na udział w tym, ponieważ i tak nie miał co robić.. Ale tam nie było tylko demonów.. Byli wszyscy. Dogadali się, a my wysłaliśmy za mało naszych.. Dwóch zabili, a trzech wzięli do niewoli..
- Jednym z nich był Ash.. – dopowiedziałam.
- Tak. Stamtąd nie ma wyjścia. A jeżeli wszyscy się dogadali… To niedługo spróbują dostać się do Ośrodka. Muszę iść. Część.

         Stałam jak wryta. Nagle usłyszałam, że z mojej kieszeni wydobywa się dziwny dźwięk. Ah, no tak. Telefon. Każdy go teraz miał.. Dostałam sms’a od.. nieznanego numeru. Napisał ”Hej, Alex. Możesz się ze mną spotkać?”. Odpisałam ”Kim jesteś?!”. On ”Obawiam się, że gdy dowiesz się kim jestem nie będziesz chciała przyjść. Proszę, bądź w parku za 10 minut.” Dobrze, a więc pójdę do parku i zobaczę kim jest ta osoba..

wtorek, 21 października 2014

Informację :)

Hej, cześć, witajcie! 
Przepraszam ale dziś nie będzie nowego rozdziału. Mam tak zawalone wtorki, że posty nie będą się już pojawiać w ten dzień. Od teraz rozdziały będą się pojawiać RAZ TYGODNIOWO, w PIĄTKI. Oczywiście będą to późne godziny, typu 2100 czy 2200, jak do tej pory. 
Dziękuję za uwagę i do zobaczenia w piątek! ;)

sobota, 18 października 2014

Rozdział 10

Dziwniej i dziwniej.
         Najpierw musiałam zapytać się dyrektora czy mogę pójść z Arią do miasta. Oczywiście dostałam pozwolenie. Przeszłyśmy już połowię drogi.
- Na pewno mam nie chować skrzydeł? Nie zobaczą? – upewniam się po raz trzeci.
- Chyba nie. Zresztą nikogo tu nie znajdziesz, to odludzie. O i zapomniałabym nasza fryzjerka nie jest człowiekiem. Jest wilkołakiem. – uśmiechnęła się.
- Okej.
         Jesteśmy pod drzwiami. Wchodzimy.
- Oh, Aria! Cześć. – podbiegła do Arii i przytuliła ją.
         Miała krótkie brązowe włosy, zawiązane w kucyka. Była mniej więcej mojego wzrostu. Jej skórę pokrywały ciemne włosy, zbyt obficie. No tak przecież jest wilkołakiem.
- Cześć, Jen. To jest Alex. – przedstawiła mnie Aria.
- Wow, w stu procentach wyglądasz jak anioł! – zachwyciła się Jennifer. – Chcesz przemalować włosy? Mają taki piękny odcień!
- Um… Serio? – zapytałam lekko zaskoczona.
- Tak. Ja bym ich nie przemalowała!
- Ja też! – dodała Aria.
         No świetnie teraz mam dylemat. Może jednak poczekam z tą decyzją do halloween.  Caroline mówiła, że wtedy każdy może wyjść do ludzi, bo nawet jeżeli ktoś zauważy nasze skrzydła to pomyśli, że się przebraliśmy. Dobra, poczekam do halloween. Przecież 31 października to niedaleka data, zważając na to, że mamy dziś już 18 października.
- Dobrze, to może jednak dziś jeszcze nie chcę. Ale nie odejdę od chociaż jednej zmiany. Jesteś piercerem, prawda?
- Tak.
- Zrobisz mi kolczyka w lewej brwi? – zapytałam.
- Na to się zgodzę. – uśmiechnęła się. – Siadaj tam.
         Usiadłam na krześle, które mi wskazała. Nie minęła minuta, a już przyszła z wszystkim co potrzebne.
- Rozluźnij się. Nie będzie bardzo boleć. – powiedziała uspokajającym głosem.
         Zamknęłam oczy, wolałam nie widzieć tego całego sprzętu. Rozluźniłam się, a Jennifer przeszła do roboty. Poczułam rękawiczki jak jej rękawiczki stykają się z moją twarzą i profesjonalnie układają się na niej. Potem wyczułam jak coś przebiło mi skórę, ale nie bolało.
- Otwórz oczy. – powiedziała Jennifer, a ja zrobiłam to co kazała. – Pięknie. Popatrz w lustro, o i mam nadzieję, że kolczyk się spodoba.
         W lustrze ujrzałam siebie. Blond włosy opadały mi bezwładnie na ramiona, a twarz była nieskazitelnie… czysta. Zero krwi. Tylko makijaż. Popatrzyłam na lewą brew. Na końcu był srebrny kolczyk, zakończony z obu stron ćwiekami. Ładny.
- Dzięki. – uśmiechnęłam się do niej.
         W normalnym życiu pewnie zapytałabym się ile płacę, ale nie w tym. Tutaj wszystko było za darmo. Dosłownie. Wystarczyły serdeczne i szczere podziękowania i uśmiech na twarzy. Tylko tyle. Jennifer zapytała się czy chcemy zostać jeszcze ale zgodnie odpowiedziałyśmy przecząco. Niedługo po tym pożegnałyśmy się i wyszłyśmy.
- No, teraz będziesz miała na co poderwać Luka! – powiedziała Aria.
- Ha, ha. Nie chcę go podrywać. – odpowiedziałam.
- Jak to? Ślinicie się obydwoje jak tylko się zobaczycie. Ja to widzę, i jeszcze jak patrzysz na niego!
- Oh, daj spokój! – powiedziałam.
- Kogo to widzę, pannę Hudson i pannę Evans… - odwróciłyśmy się gwałtownie w stronę… uzbrojonego człowieka.
         Był umięśniony, w średnim wieku, oczywiście był wyższy ode mnie i to o jakieś 20 centymetrów. Towarzyszyło mu dwóch chłopaków w naszym wieku, obydwaj mieli po około 180 centymetrów wzrostu i byli tak samo umięśnieni i uzbrojeni po uszy jak tamten.
- Carter… - powiedziała wrogo Aria.
- Panno Hudson, proszę nie być do mnie wrogo nastawionym. Nic pani nie zrobię.
- Tak jasne. – powiedziała i wyciągnęła nóź.
- Ario, nie bądź niemądra. Nas jest trzech a wy… ona nie jest uzbrojona. – powiedział jeden z chłopców.
- Zapomnieliście, że nie macie takiej siły jak ja. – powiedziała i rzuciła się na mężczyznę w  średnim wieku nazwanego wcześniej Carterem.
         Miała przewagę przez kilka sekund, ponieważ tamci oniemieli z wrażenia, że w ogóle postanowiła walczyć. Później było coraz gorzej. Rzucili się na nią wszyscy trzej, a ja tylko patrzyłam. Związali ją stalowymi sznurami. Odwrócili się w moją stronę. Nie wiedząc co robić rozwinęłam skrzydła na całą rozpiętość, a z moich rąk błysnęły biało-złote iskierki. Ułożyły się w sztylet albo coś podobnego, rzuciłam tym w Chłopaka po prawej, ryknął z bólu gdy dostał w ramię. Popatrzyli po sobie oniemiali. Carter rzucił we mnie swoim sztyletem i uciekł, tamci zrobili to samo. Sztylet nawet mnie nie dotknął. Zatrzymał się centymetr od mojego ciała a potem upadł na ziemię, jakby stracił moc. Podbiegłam do Arii, żeby uwolnić ją z więzów. Patrzyła na mnie ze zdumieniem ale nie odezwała się ani słowem.
         Resztę drogi do szkoły przemierzyłyśmy w milczeniu.

wtorek, 14 października 2014

Rozdział 9

Zaczyna robić się dziwnie.
- UWAGA! Proszę się ewakuować! Szybko! Każdy do schronu! Zaatakowano nas! – rozbrzmiał głos dyrektora w szkolnych głośnikach.
- Szybko zbiórka! – powiedział Pan Wallis. – Nie obijać się!
         Wyszliśmy z Sali nr 9 i szybko poszliśmy w stronę schodów. Nikt się nie ociągał więc poszło naprawdę szybko. Byliśmy już przed wejściem do schronu. Teraz już tylko mieliśmy stać w szeregu i czekać na inne klasy oraz na dyrektora, który po raz trzeci w tym dniu powie, że wykonaliśmy dobrą robotę. Ćwiczymy to już od rana. Podobno ma być to ostatni raz. Jeżeli tak to ostatnią lekcją będzie historia. Ciekawi mnie to. Naprawdę. Przyszedł dyrektor.
- No, bardzo dobrze się spisaliście! – powiedział.
- Po raz trzeci…- usłyszałam cichy pomruk kogoś z tyłu.
- Na dziś to koniec. Następne ćwiczenia odbędą się za miesiąc. Idźcie teraz na ostatnią lekcję. Do widzenia!
         Pobiegłam do Sali. Podeszłam do mojej ławki i wzięłam z niej zeszyt i długopis. Teraz zeszyt był inny. Nadal byłam tam ja ale wyglądałam inaczej. Miałam czerwone włosy. Suknia była pół czarna pół biała, bez ramiączek, długa. Wzrok zwisł na jakimś punkcie u góry. Nie zastanawiając się poszłam na lekcję historii.
- Dobrze, dzisiejsza lekcja będzie o zabójcach. – zaczęła pani Allen. – Wiecie, że każdy gatunek ma swojego zabójcę. Ale my mamy ich więcej niż inni. Chcą nas zabić, między innymi: upadli, demony, wampiry… Zresztą nie ważne. Każdy ma to wykute. Ale nie wiecie, że są zabójcy, zabójcy aniołów. Kto mi powie jak zwiemy ich po łacinie?
- Precussor angeli. – odezwałam się nagle.
- Bardzo dobrze, panno Evans. – uśmiechnęła się do mnie.
- Chcę was przed nimi ostrzec. Są niezwykle zwinni i silni, jak na swoje pochodzenie…
- Z jakiego gatunku pochodzą? – ktoś zapytał.
- Są ludźmi. Ale obdarzonymi niezwykłymi darami. Niestety używają daru przeciwko dobru. Z tego co wiem każdy człowiek jest zabójcą, lecz nie każdy to odkrywa.
            Zadzwonił dzwonek. Zebrałam się i ruszyłam w stronę drzwi ale pani Allen mnie zatrzymała.
- Panno Evans! Proszę poczekać.- zawołała.
            Oho. Czyżbym coś źle zrobiła? Niee. Uważałam na lekcji. Nawet się odezwałam.
- Skąd wiedziałaś jak ich nazywamy po łacinie? Znasz łacinę? – zapytała zaciekawiona.
- Nie, nie znam. Nagle wpadło to do mojej głowy.- odpowiedziałam.
- No dobrze, jeżeli nie chcesz mówić to nie naciskam.
- Ale mówię prawdę pani Allen. Tak po prostu wpadło mi to do głowy.
- Dobrze, wierzę Ci, a teraz zmykaj.- powiedziała i odwróciła się w stronę biurka.
            Wyszłam pospiesznie z Sali i pobiegłam do pokoju. Zastałam tam tylko Arię, ponieważ Caro umówiła się z Mike’m na randkę. Podeszłam do szafki nocnej i odłożyłam zeszyt i długopis.
- Hej, jak poszło? Rozbolała mnie już głowa od tego alarmu… mogliście mi tego oszczędzić. – powiedziała Aria.
- Super, znikąd przyszło mi do głowy jak po łacinie mówią na zabójców aniołów. Ehh.
- Może usłyszałaś jak ja coś mówiłam o nich i skojarzyłaś?
- Może. – powiedziałam z nadzieją. – Aria?
- Tak?
- Chcę wyjść na zewnątrz i pójść do fryzjera. Chcę przefarbować włosy na czerwono.
- Serio? Ekstra! Pójdziemy za godzinkę. Teraz daj mi posłuchać nowego teledysku Taylor Swift!
- Okej. – powiedziałam i usadowiłam się na łóżku.

            Wzięłam Lunę na kolana. Na szczęście zmieniła się po godzinie w swoją normalną postać i teraz jest normalną, białą kotką… 

sobota, 11 października 2014

Rozdział 8

Przemiana.
                Poszliśmy razem tańczyć. Schowałam skrzydła żebym mogła normalnie tańczyć. Dobrze, że zdążyłam się tego nauczyć. Piosenki były różnorodne ale na szczęście żadna nie była powolna. Nie musiałam być blisko niego. Po pierwszej piosence zaczął rozmowę.
- Jestem zdziwiony, że potrafisz tańczyć. – powiedział Cole.
- Niby dlaczego? – zapytałam.
- No wiesz. Zginęłaś w bardzo młodym wieku. – wyjaśnił i popatrzył ze współczuciem.
- Od kiedy to upadły jest miły i współczujący?
         Spoważniał.
- Mamy uczucia. Nie jesteśmy demonami.
- Mówiono mi, że jesteście inni. Jestem zdziwiona.
          Ktoś odkrząknął. Odwróciłam się. To był Luke. Co on tutaj robi?!
- Cześć, Alex. – powiedział. – Możemy porozmawiać?
- Nie widzisz? Tańczę. – powiedziałam zła.
- Widzę. Widzę też, że tańczysz z niewłaściwą osobą. – powiedział i popatrzył spode łba na Cole’a.
- Masz jakiś problem, chłoptasiu? – powiedział Cole.
- Tak. Nie zbliżaj się do niej. – powiedział wściekle Luke.
- Bo co mi zrobisz?! Spróbujesz pobić? Czy stworzysz chore plotki na mój temat? – odpowiedział Cole.
- Przestańcie! – krzyknęłam, a oni się na mnie popatrzyli. – Mogę rozmawiać z kim chcę.
         Powiedziałam i poszłam jak najszybciej do budynku. Nie odwróciłam się ani razu. Nikt nie ma prawa mówić mi co mam robić. Ehh. Jestem już przed pokojem. Pukam do drzwi i wchodzę.
- O cześć. – mówi Aria. – Co tak wcześnie?
- Daj mi spokój. Dobrze? – powiedziałam i rzuciłam się na łóżko.
         Wzięłam Lunę na łóżko i zaczęłam do niej mówić.
- Dlaczego każdy chcę mnie kontrolować?! Nie jestem kukiełką. Mogę robić co chcę i kiedy chcę… przecież to nie fair… prawda? – poleciała mi łza.
         Wtedy błysnęło oślepiające światło.
- Co jest do cholery?! – rzuciłam.
         To Luna… ona przemieniła się… w… lamparta?! Ale… ona była czarna. Szybko wyskoczyłam z łóżka. Dla upewnienia się, że to Luna sprawdziłam czy ma znak. Ma na lewym udzie widnieje srebrny półksiężyc. Jak to możliwe?!
- Luna? – powiedziałam przerażona.
- Miauu!
- Co jest…!? – krzyknęła Aria.
- To Luna! Ona jest lampartem! Przemieniła się! – krzyczałam.
- Dlaczego krzyczy… - przerwała. – CO TO?! DLACZEGO MACIE TU LAMPARTA?!
- To Luna! Przemieniła się!

         Podeszłam powoli do Luny i przytuliłam się do niej. W trakcie dziewczyny piszczały z przerażenia. Ale ona nic złego mi nie zrobiła. Tylko polizała mnie po twarzy…

wtorek, 7 października 2014

Rozdział 7

Ognisko.
         Już jest 18.00 a ja nadal stoję przed lustrem. Nie mam pojęcia w co się ubrać. Zapytam Arii, o ile mi odpowie.
- Aria? - mówię.
- Tak? Oh, nie masz czego włożyć? Weź tą skórzaną miniówkę, obcisły top i buty na obcasie. – powiedziała bez zastanowienia.
- Skąd wiedziałaś, że chce się o to zapytać?! – dziwię się.
- Ee… bo wiesz, o co możesz mnie pytać o tej porze? Ubieraj się i maluj. Mniej gadania więcej robienia. Już się spóźniłaś!
         Szybko wybrałam rzeczy z szafy i pomalowałam się. Przed wyjściem nakarmiłam Lunę. W ogóle nie mam dla niej czasu. Ale myślę, że jej to nie przeszkadza. Śpi do południa i niczym się nie przejmuję. Rozleniwiłam ją. Stojąc przy drzwiach, zauważyłam, że Aria siedzi ciągle w tym samym miejscu.
- Nie idziesz? – zapytałam.
- Przepraszam Cię, ale boli mnie głowa. Nie dam rady. Ale na ognisku będzie Caroline, Mike i… Luke. – gdy wymieniła jego imię uśmiechnęła się do mnie.
- Noo doobra. Ten jeden raz Ci odpuszczę. Powiedzieć Ash’owi żeby przyszedł do Ciebie? – zapytałam z troską.
- Niee. Chcę być sama. Idź już, pa.
- Pa. – powiedziałam i wyszłam.
         Na parterze zauważyłam Caro i Mike. Caroline była ubrana w niebieską sukienkę na ramiączka, natomiast Mike w brązową koszulkę i dżinsy. Podeszłam do nich.
- Hej, nie idziecie? – zapytałam zdziwiona.
- Oh, jesteś! Czekaliśmy na Ciebie. – powiedziała radośnie.
- No to chodźmy. – powiedział Mike.
         Poszliśmy we trójkę. Idąc nie zauważyłam Luke’a. To dobrze. Po tym co stało się na Sali nie chcę mieć z nim chwilowo kontaktu.
***
         Impreza przy ognisku się coraz bardziej rozkręcała. Ale teraz przyszedł dyrektor razem z pięcioma osobami. Pewnie to upadli, bo gdy inni ich zauważyli przestali tańczyć. Jak dla mnie nie wyglądają źle. Każdy z nich jest podobnie ubrany. Oprócz jednego chłopaka. Ma czarne, niedługie włosy i chyba czarne oczy nie mogę dokładnie zobaczyć z tej odległości. Jest ubrany w niebieską koszulę i czarne dżinsy. Podsumowując, jest przystojny. Nawet bardzo.
- Alex… - zaczyna Caro. – To jest, Cole. Nie patrz się tak na niego.
- Niby jak?! – mówię zdezorientowana.
- Jakby był najprzystojniejszym chłopakiem na świecie.
- Bo jest. – ups, wyrwało mi się.
- Alex! – zaczęła mówić troszkę głośniej.
- Ciii. – uciszyłam ją. – Pan White będzie mówił.
- Witajcie moi drodzy! – powiedział. – Dziś będziecie bawić się wraz z waszymi kolegami. Oto oni. Cole, który jest u nas bardzo sławny. America, Tobias, Derek i Kylie. Ja już muszę się z wami pożegnać. Do widzenia. – powiedział i poszedł do szkoły.
         Inni zaczęli znowu tańczyć. Zauważyłam, że jeżeli ktoś miał swoją drugą połówkę to nie odstępował jej na krok. Dziwne. Usiadłam na ławce i patrzyłam w niebo. Kątem oka zauważyłam jakiś ruch. Rozglądnęłam się i zauważyłam, że usiadło koło mnie… Cole.
- Witaj. – powiedział. – Alex, prawda?
- Tak. – odpowiedziałam. Patrzyłam się wszędzie tylko nie na niego. Nie chce żadnego innego incydentu z wizją. – Skąd wiesz jak mam na imię?
- Cały świat nadnaturalnych o Tobie wie. – przysunął się o kilka centymetrów. – Czy aby na pewno jesteś aniołem? No wiesz, nie patrzysz mi się w oczy i ubierasz się na czarno…
- Tutaj większość osób ubiera się na czarno. Muszę iść.
- Zaczekaj! Zatańczymy? - krzyknął za mną.
         Odwróciłam się.

- Na dowód, że jestem aniołem powiem, że zgodzę się.