I znowu to samo.
Jestem w parku. Nie widzę nikogo kto
mógłby na mnie czekać więc siadam na pobliskiej ławce z nadzieją, że podejdzie
do mnie ta osoba. Nie myliłam się. Już z dalekiej odległości zauważyłam, że w
moją stronę idzie Luke. Odwróciłam głowę o dziewięćdziesiąt stopni. Zauważam,
że w moją stronę pędzi też… Cole. Jemu przyglądam się dłużej, ponieważ wydaję
się zabawne gdy wszyscy uciekają na jego widok. Patrzę w obie strony. Zauważają
siebie. Luke zaczyna biec, natomiast Cole niewzruszony idzie cały czas
równomiernym tempem. Oczywiście pierwszy jest Luke.
-
Alex…- mówi. – Chodź za mną, dobrze? Pro..
Nie zdążył dokończyć, ponieważ pojawił
się Cole.
-
Cześć. – posłał mi szelmowski uśmiech. – Może chcesz się przejść ze mną?
Zachowywał się tak jakby Luke’a w ogóle
tu nie było. Natomiast Luke..
-
Daj jej spokój! Myślisz, że przejdzie na waszą stronę?! Nigdy. Jest uosobieniem
dobra! Nie to co ty. – ostatnie słowa powiedział z niesmakiem.
-
Dobrze, pójdę z Tobą. Chodź. – powiedziałam do Cole’a i poszłam przed siebie.
Szybko mnie dogonił i dalej poszliśmy
razem.
-
Chciałem Cię przeprosić, no wiesz... za to co zrobiłem.
-
To nie Twoja wina. Przecież to wina tego… ekhem.. Luke’a. To on cały czas
wprasza się w moje życie. Szczerze powiedziawszy, nienawidzę go za to. Chociaż
nie powinnam.
-
Gdybym z Tobą nie tańczył to by się nie stało.
-
Oh, daj spokój. – powiedziałam.
-
No dobrze. – uśmiechnął się i popatrzył w oczy.
Wtedy to znowu się stało. On stał w
ciemnym pomieszczeniu, ociekał czarną mazią. To chyba była krew.. A ja na niego
patrzyłam z przerażeniem.
-
Nic Ci nie jest? – zapytał powoli, po czym podszedł do mnie i mnie przytulił.
-
Wszystko w porządku.
Obydwoje nie zawahaliśmy się. Jego
wargi musnęły moje. Był taki ciepły jak na anioła ciemności. Pochłaniałam jego
z każdą chwilą. Tak samo jak on mnie. Po chwili wizja zniknęła.
-
Widziałeś to? – zapytałam zaskoczona.
-
Wizję? To jak się całowaliśmy a ty mnie pragnęłaś coraz bardziej? Nie. –
uśmiechnął się łobuzersko.
-
Oh! Jesteś okropny. – również się uśmiechnęłam.
-
Zapomniałbym. Tylko najpierw ładnie poproś.
-
Daj spokój! Znamy się bardzo krótko a Ty zachowujesz się wobec mnie jak do
koleżanki z dzieciństwa.
-
Raczej nie miałbym takich wizji z koleżanką z dzieciństwa. – znowu uśmiechnął
się łobuzersko.
-
Ughr! No dobra. Proszę.
-
Masz temperament jak na aniołka. Myślę, że ta informacja sprawi, że będziesz
wniebowzięta! Haha… rozumiesz? W-niebo-wzięta. Dobra nie ważne, jako upadły
muszę pracować nad poczuciem humoru. To trudne.
-
Zaraz.. pracujesz nad poczuciem humoru? – roześmiałam się.
-
Nie ważne. – powiedział i zrobił znak ręką oznaczający ”koniec tematu”. –
Powracając do informacji. Poszperałem trochę w Internecie i znalazłem gdzie
znajduję się teraz Twoja rodzina. Przeprowadzili się.
Zamarłam. Odnalazł moją rodzinę? Chyba
rzeczywiście w tym świecie każdy wie o Twoim dawnym życiu.
-
Dlaczego ta chęć pomocy z Twojej strony? – zapytałam.
Przybliżył się do mnie, tak właściwie
to do mojego ucha. Wypowiedział słowa szeptem.
-
Ponieważ bardzo Cię lubię.