Oczy anioła.

Oczy anioła.

piątek, 9 stycznia 2015

Powrót i rozdział 20!

Witajcie znowu! c; Niestety nadal nie mam odpowiednich warunków do pisania, ale strasznie się stęskniłam za pisaniem nowych rozdziałów. :) Jako, iż powrót musi być z wielkim hukiem to jest pytanie do Was i nowy rozdział. c; A więc, moje pytanie. Czy chcecie mieć jeden rozdział z perspektywy Alex, a następny z perspektywy Cole'a/Luke'a czy może jeszcze kogoś innego? c; Ostatnim słowem ode mnie jest jeszcze, że rozdział pisze z dedykacją dla Magdy i Wiktorii. :) A teraz zapraszam do czytania rozdziału!
----------------------
- Jesteś tego pewna? - pytam Arie szeptem. 
Była prawie dwudziesta czwarta, a my dopiero stałyśmy przed ogromnymi, metalowymi drzwiami. To było jedyne co dzieliło Nas od wyjścia na zewnątrz. 
- Oczywiscie.- odpowiedziała cicho, słychać było w jej głosie nutkę niepewności, ale chyba zwyciężyło podekscytowanie. 
- No to chodźmy. 
Powoli popchnełam drzwi, które otworzyły się z lekkim skrzypnięciem. Poczułam jak wdycham wreszcie świetne powietrze oraz jak leciutki wietrzyk mnie otula. 
Przez kilka godzin omawiałyśmy to spotkanie. W końcu uzgodniłyśmy, że Aria spotka się z nim tak jakby sam na sam, ponieważ ja będę patrzeć na to wszystko z daleka w razie jakiś niepowodzeń. Myśle, że to może się udać.
Gdy jesteśmy prawie na miejscu pytam się Arii czy wzięła sztylet. Odpowiada oczywiście twierdząco, więc rozdzielamy się. 
Narazie chowam skrzydła, ponieważ las jest zbyt gęsty, abym mogła chodzić bezszelestnie. Widzę już polanę, chowam się w najbliższych krzakach. Tak jak ustaliliśmy Aria nie odchodzi daleko, więc widze ją doskonale. Z daleka zauważam dwie postacie. Nie ruszam się, czekam aż podejdą bliżej. Dopiero gdy podeszli do Arii mogłam ich zidentyfikować. To oczywiście Ashton i jego niespodziewany gość. A kto jest tym gościem? Rzecz jasna Cole. Nadal nie ruszam się, tylko słucham. 
- Cześć, kochanie! - powiedział radośnie Ash. 
- Dlaczego to zrobiłeś?! I co On tu robi?! - wskazała na Cole'a. 
-  Pilnuję. - odpowiedział chłodno Cole.
- Idź sobie. Widzisz? Przyszła sama! - krzyknął Ash.
Cole rozglądnął się, zatrzymał wzrok na moim krzaku. Jak on..
- Ah, rzeczywiście! - powiedział ironicznie.- Ario, chcę Ci tylko powiedzieć, że Twój "mężczyzna" się upił.
- Idź. - powiedziała Aria. 
Cole odszedł, a Ashton zaczął swoje. Mówił jak wspaniałe jest wśród  Upadłych. A to z Caroline to Tylko wypadek. Nie chciał jej zranić. W tej chwili nie wytrzymałam. Wyszłam z krzaków i ryknełam. 
- Jak śmiesz?! Ty Ashtonie King'u nie zmylisz Arii! Oni Ci to zlecili, o ile sam na to nie wpadłeś! Jesteś wart tyle co nic! Jesteś zerem!
- Doprawdy? COLE! - krzyknął. 
Ale nikt się nie pojawił. Krzyknął jeszcze kilka razy, ale nadal nic się nie działo.
Podeszłam kilka kroków w jego stronę. 
- Nie zbliżaj się! - krzyknął. 
- Nie zabiję Cię na oczach Arii. - popatrzyłam na nią, patrzyła się, nie płakała. - Ale uwierz jeżeli kiedykolwiek Cię spotkam to marny Twój zasrany los!
Poczułam iskierki, pomyślałam o łuku i strzale. Naciągnęłam cięciwę i wymierzyłam prosto w jego serce. Zamurowało go, ale otrząsnął się, rozwinął skrzydła i poleciał do góry. Wyrzuciłam broń i podeszłam do Arii. 
- Wszystko wporządku? - zapytałam. 
Popatrzyła na mnie ironicznie. 
- No dobra, o nic nie pytałam. 
Odwróciłam się, moja intuicja coś mi podpowiadała. Popatrzyłam w górę. Cole leciał prosto na mnie. Ale było za późno, złapał mnie w talii i zapikował ostro w górę. 
- Dlaczego? - syknełam. 
- Ponieważ obydwoje narozrabialiśmy. - odpowiedział z troską w głosie.- Zabrałem pare Twoich rzeczy, tego wstrętnego kota też. 
Powinnam się wyrywać, szamotać, uciekać, ale ja pozwoliłam mu siebie porwać... 

1 komentarz: