Prezent od Boga.
Od czego mam zacząć?!
Od płaczu? Od rozpaczy? Czy może od
szczęścia?!
Nie. Nie będzie płaczu ani rozpaczy.
Muszę być silna. Tamci na ziemi może mnie potrzebują. A może to ja ich
potrzebuję… Muszę pójść do Josha on wie wszystko o tamtym miejscu jest taki
inteligentny. Żeby przejść do jego domu muszę przejść przez niebiański park.
Ale nie muszę, zauważam go na ”naszej” huśtawce. On wie.
-
Ad… wiem już jakie dostałaś zadanie. – powiedział i jeszcze bardziej posmutniał.
Usiadłam na drugiej huśtawce.
-
Eh. Posłuchaj mnie. Muszę wiedzieć wszystko o tym świecie.
-
Domyśliłem się. A więc co chcesz dokładnie wiedzieć? – zapytał i spojrzał na
mnie tymi swoimi pięknymi błękitnymi oczami.
Myślałam przez dłuższą chwilkę. Mam
dużo pytań, tysiące ale jedno mnie najbardziej nurtuje.
-
Czy spotkam tam moją rodzinę?
-
Jeżeli pamiętasz gdzie kiedyś mieszkałaś, a oni się nie wyprowadzili to tak.
Ale nie wiem czy by Cię poznali, mogli zapomn… mogą nie wiedzieć jak wyglądasz
teraz. A i na ziemi będziesz wyglądać normalnie, ludzie nie zobaczą twoich
skrzydeł ale nadnaturalni tak. Więc proszę chowaj je.
-Em,
okej. Dobrze. A z kim mam walczyć?
-
Ze złem. No wiesz upadłe anioły, demony, wampiry…
-A
wilkołaki?!
-Mamy
z nimi ”sojusz”.– powiedział.
-
Okej…
-
Spokojnie chwilowo nie będziesz z nimi walczyć. Na razie idziesz do szkoły
nadnaturalnych.
-
Szkoły?! No nie wierze…
-
To uwierz, a i miałem Cię zabrać do Ojca. Już musisz iść na ziemie.
-
Ale ja nie chce! – krzyknęłam.
-
Wiem. Zrozum jesteś tam potrzebna.- powiedział i pocałował mnie w policzek.
Polecieliśmy razem do domu Bożego.
Chyba 2 razy zawracałam więc zeszło nam to trochę więcej. Gdy weszłam do
pomieszczenia zostałam od razu zauważona. Nie lubię tego. Jestem raczej osobą
spokojną, niezauważalną.
-Dzień
dobry! – powiedziałam razem z Joshem.
-
Witajcie. Dziękuję Ci Joshu za to, że przyprowadziłeś Adelajdę. Możesz już iść.
– powiedział Bóg a on popatrzył na mnie ostatni raz i wyszedł. – Musisz już iść
Adelajdo. Ale zanim tam zejdziesz chcę Ci powiedzieć, że będziesz chodzić do
szkoły z innymi aniołami przyziemnymi.
-
Wiem już to…- powiedziałam odrobinę za ostro, to do mnie nie podobne.
-
Nie złość się, proszę. Chcę Ci jeszcze podarować coś. Poczekaj tu chwilkę,
zaraz przyjdę.
Nie wierzę w to. Dlaczego musiałam
dostać takie głupie przeznaczenie?! Mogłam zostać tu, wyjść za Josha i mieć z
nim dziecko, mogłam być szczęśliwa. Ale teraz moje plany się nie powiodą, bo
akurat ja musiałam dostać to przeznaczenie. Teraz już nigdy nie wrócę do Nieba,
bo ta wojna się nigdy nie skończy. Nawet jeśli zginę to wyślą mnie do pustego
ciemnego pokoju gdzie będę siedzieć do dnia aż któraś strona osłabnie a będą
wtedy o mnie walczyć, dobro i zło. Nie wiem, które by wygrało. Przyszedł
Ojciec.
-
Adelajdo! Oto prezent ode mnie. Ma za zadanie cię chronić. – powiedział a ja
wytrzeszczyłam oczy na ten ”prezent”- Bądź spokojna. W tym wcieleniu wygląda
normalnie i jest taka niewinna ale w drugim wcieleniu jest drapieżnym
zwierzęciem. Gdy tylko wyczuję kłopoty będzie drugim wcieleniem. Oczywiście gdy
ją oswoisz będzie na zawołanie zamieniać swoje wcielenia, niestety potrwa to
chwilę.
-
Em… dziękuję. – powiedziałam i znowu popatrzyłam na małą białą kotkę.
Zauważyłam, że ma jakieś znamię, srebrny półksiężyc na lewym udzie. – Ma jakieś
imię?
-
Nie. – uśmiechną się. – Sama nadaj jej imię.
-Hm.
Nazwę Cię Luna. – powiedziałam i wzięłam kotkę na ręce.
Pożegnałam się ze wszystkimi, których
znałam i kochałam. Niestety nigdzie nie znalazłam Josha, zostawiłam mu list.
Później już tylko wzięłam Lunę na ręce i weszłam w portal na ziemię.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz