Oczy anioła.

Oczy anioła.

piątek, 28 listopada 2014

Rozdział 16

Bunkier.
- Jesteśmy na miejscu. – powiedział Strażnik Niebios. Dopiero teraz zauważyłam jego francuski akcent.
         Staliśmy przed dużymi, metalowymi drzwiami. Raffie otworzył je i weszliśmy do środka. Pokój do którego weszliśmy był najwyraźniej pomieszczeniem głównym. Ściany miały jasno-niebieski odcień. Był wypełniony aniołami. Każdy biegał z pokoju do pokoju. Nic dziwnego, w końcu rozpoczęła się wojna… Ehh…
- Zaprowadzić Cię do Twojego pokoju? – zapytał Raffie.
- Umm, dobrze. Prowadź. – uśmiechnęłam się nieśmiało.
         Aria i Caroline poszły w inną stronę ze ”swoimi” Strażnikami. Wszyscy byli podenerwowani. Nikt nie zwracał na innych uwagi. Ktoś na mnie wpadł.
- Przepraszam. – powiedział w roztargnieniu.
- Nic się nie stało. – patrzyłam jak odchodzi szybkim tempem.
                Po kilku minutach stanęliśmy przed drzwiami. To była winda.
- Twój pokój znajduje się na 8 piętrze. Pomieszczenie numer 24. – powiedział i mnie zostawił.
         Weszłam do windy. Kliknęłam guzik z numerem osiem. Winda powoli przesuwała się w górę. Po kilku minutach byłam na ósmym piętrze. Na korytarzy o dziwo nie spotkałam nikogo. Po lewej stronie pomieszczenia miały numery nieparzyste, natomiast po drugiej numery parzyste. Znalazłam pokój 24. Powoli sięgnęłam po klamkę i otworzyłam drzwi. W środku znajdowały dwa łóżka, aczkolwiek nie zauważyłam nikogo innego oprócz mnie. Pokój był w szarym kolorze, meble były białe, natomiast podłoga była najprawdopodobniej z metalu.
         Usiadłam na jednym z łóżek i zdjęłam buty. Ułożyłam się do snu.
- EJ! NIE ŚPIJ! – ktoś krzyknął.
         Usiadłam na łóżku i popatrzyłam się na tę osobę. To była dziewczyna. Patrzyła się na mnie z zainteresowaniem. Miała piękne szare oczy, jej włosy miały odcień jasnego brązu. Była ubrana w jeansy i bordowy T-shirt.
- Kim jesteś? – zapytałam z zaskoczeniem.
- Nazywam się Clary Bell. – podała mi rękę. – Jestem twoją współlokatorką.
- Dlaczego wcześniej Cię nie widziałam w szkole? – zapytałam.
- Ohh, ponieważ ja już rok temu ją skończyłam. – uśmiechnęła się życzliwie.
- A. Czyli ”zaawansowana” anielica? – uśmiechnęłam się.
- Ależ oczywiście.
         Roześmiałyśmy się obie.
- Ojej, przepraszam. Nie przedstawiłam się…
- Nic nie szkodzi. Wiem kim jesteś. Słynna Alexandra Evans.
- Wow, aż tak jestem znana?
- Tak. – uśmiechnęła się. – Poniekąd jest to złe. Każdy nadnaturalny o Tobie mówi… No wiesz. Potomkini wszechmocnej Sonii. Uwierz to jest coś.
         Westchnęłam.
- Myślę, że powinnyśmy się zbierać. – powiedziała Clary.
- Zbierać? Gdzie?
- Nie wiesz nic o tym? Mamy dziś spotkanie strategiczne. Za chwilę się zacznie więc chodź.
         Weszłyśmy do jednego z pokoi na trzecim piętrze. Była to sala konferencyjna. Na środku stał owalny stół. Ze znajomych osób zauważyłam Arię, Raffiego, Mike, Luke i jeszcze pare osób ze szkoły. Ciekawe gdzie Caro… Pośrodku siedział pan White z jakimś innym mężczyzną. Usiadłyśmy z Clary obok siebie. Wtedy pan White zaczął.
- Witajcie. – powiedział energicznie, a zarazem ze smutkiem. – Chciałbym Wam powiedzieć, że związku z wojną musicie nam pomagać. Wiem, że nie każdy jest zbytnio doświadczony. – przy tych słowach popatrzył na mnie. – Ale myślę, że sobie poradzicie. Jutro zostanie wywieszona lista grup, które będą musiały robić przez tydzień. Grupy będą 4 osobowe. Nie rozdzielacie się. Nigdy. To by było na tyle… ah! Zapomniałbym! Nasze spotkania będą odbywały się co tydzień o tej samej godzinie. A teraz Was żegnam.
         Wszyscy wyszli. Udało mi się złapać Arię przy windzie.
- Poczekaj! – zawołałam.
         Odwróciła się.
- Co? –zapytała.
- Jak się czujesz? – zapytałam ze współczuciem.
- Wszystko w porządku.
- Dlaczego nie było Caroline?
- Ponieważ tylko zaawansowani mogą w tym uczestniczyć… - powiedziała i się odwróciła.
         Poczekałam aż pójdzie. Skoro nie ma ochoty rozmawiać to nie ma sensu się narzucać. Pojadę za kilka minut. Ktoś za mną krzyknął moje imię.
- Alex! – krzyknął biegnący Luke. – Jak się cieszę, że jesteś.
         Podbiegł do mnie i przytulił.
- Yyy, Luke?
- Przepraszam… po prostu.. martwiłem się o Ciebie. – popatrzyliśmy sobie w oczy.
         Pocałował mnie, ale po chwili odsunął się.
- Przepraszam… - zaczął, ale ja mu przerwałam.

- Luke, nie powinieneś mnie całować. Nigdy. Pamiętaj o tym. – powiedziałam i weszłam do windy, która akurat wróciła. – Nawet nie próbuj tu wejść.

3 komentarze: