Oczy anioła.

Oczy anioła.

sobota, 18 października 2014

Rozdział 10

Dziwniej i dziwniej.
         Najpierw musiałam zapytać się dyrektora czy mogę pójść z Arią do miasta. Oczywiście dostałam pozwolenie. Przeszłyśmy już połowię drogi.
- Na pewno mam nie chować skrzydeł? Nie zobaczą? – upewniam się po raz trzeci.
- Chyba nie. Zresztą nikogo tu nie znajdziesz, to odludzie. O i zapomniałabym nasza fryzjerka nie jest człowiekiem. Jest wilkołakiem. – uśmiechnęła się.
- Okej.
         Jesteśmy pod drzwiami. Wchodzimy.
- Oh, Aria! Cześć. – podbiegła do Arii i przytuliła ją.
         Miała krótkie brązowe włosy, zawiązane w kucyka. Była mniej więcej mojego wzrostu. Jej skórę pokrywały ciemne włosy, zbyt obficie. No tak przecież jest wilkołakiem.
- Cześć, Jen. To jest Alex. – przedstawiła mnie Aria.
- Wow, w stu procentach wyglądasz jak anioł! – zachwyciła się Jennifer. – Chcesz przemalować włosy? Mają taki piękny odcień!
- Um… Serio? – zapytałam lekko zaskoczona.
- Tak. Ja bym ich nie przemalowała!
- Ja też! – dodała Aria.
         No świetnie teraz mam dylemat. Może jednak poczekam z tą decyzją do halloween.  Caroline mówiła, że wtedy każdy może wyjść do ludzi, bo nawet jeżeli ktoś zauważy nasze skrzydła to pomyśli, że się przebraliśmy. Dobra, poczekam do halloween. Przecież 31 października to niedaleka data, zważając na to, że mamy dziś już 18 października.
- Dobrze, to może jednak dziś jeszcze nie chcę. Ale nie odejdę od chociaż jednej zmiany. Jesteś piercerem, prawda?
- Tak.
- Zrobisz mi kolczyka w lewej brwi? – zapytałam.
- Na to się zgodzę. – uśmiechnęła się. – Siadaj tam.
         Usiadłam na krześle, które mi wskazała. Nie minęła minuta, a już przyszła z wszystkim co potrzebne.
- Rozluźnij się. Nie będzie bardzo boleć. – powiedziała uspokajającym głosem.
         Zamknęłam oczy, wolałam nie widzieć tego całego sprzętu. Rozluźniłam się, a Jennifer przeszła do roboty. Poczułam rękawiczki jak jej rękawiczki stykają się z moją twarzą i profesjonalnie układają się na niej. Potem wyczułam jak coś przebiło mi skórę, ale nie bolało.
- Otwórz oczy. – powiedziała Jennifer, a ja zrobiłam to co kazała. – Pięknie. Popatrz w lustro, o i mam nadzieję, że kolczyk się spodoba.
         W lustrze ujrzałam siebie. Blond włosy opadały mi bezwładnie na ramiona, a twarz była nieskazitelnie… czysta. Zero krwi. Tylko makijaż. Popatrzyłam na lewą brew. Na końcu był srebrny kolczyk, zakończony z obu stron ćwiekami. Ładny.
- Dzięki. – uśmiechnęłam się do niej.
         W normalnym życiu pewnie zapytałabym się ile płacę, ale nie w tym. Tutaj wszystko było za darmo. Dosłownie. Wystarczyły serdeczne i szczere podziękowania i uśmiech na twarzy. Tylko tyle. Jennifer zapytała się czy chcemy zostać jeszcze ale zgodnie odpowiedziałyśmy przecząco. Niedługo po tym pożegnałyśmy się i wyszłyśmy.
- No, teraz będziesz miała na co poderwać Luka! – powiedziała Aria.
- Ha, ha. Nie chcę go podrywać. – odpowiedziałam.
- Jak to? Ślinicie się obydwoje jak tylko się zobaczycie. Ja to widzę, i jeszcze jak patrzysz na niego!
- Oh, daj spokój! – powiedziałam.
- Kogo to widzę, pannę Hudson i pannę Evans… - odwróciłyśmy się gwałtownie w stronę… uzbrojonego człowieka.
         Był umięśniony, w średnim wieku, oczywiście był wyższy ode mnie i to o jakieś 20 centymetrów. Towarzyszyło mu dwóch chłopaków w naszym wieku, obydwaj mieli po około 180 centymetrów wzrostu i byli tak samo umięśnieni i uzbrojeni po uszy jak tamten.
- Carter… - powiedziała wrogo Aria.
- Panno Hudson, proszę nie być do mnie wrogo nastawionym. Nic pani nie zrobię.
- Tak jasne. – powiedziała i wyciągnęła nóź.
- Ario, nie bądź niemądra. Nas jest trzech a wy… ona nie jest uzbrojona. – powiedział jeden z chłopców.
- Zapomnieliście, że nie macie takiej siły jak ja. – powiedziała i rzuciła się na mężczyznę w  średnim wieku nazwanego wcześniej Carterem.
         Miała przewagę przez kilka sekund, ponieważ tamci oniemieli z wrażenia, że w ogóle postanowiła walczyć. Później było coraz gorzej. Rzucili się na nią wszyscy trzej, a ja tylko patrzyłam. Związali ją stalowymi sznurami. Odwrócili się w moją stronę. Nie wiedząc co robić rozwinęłam skrzydła na całą rozpiętość, a z moich rąk błysnęły biało-złote iskierki. Ułożyły się w sztylet albo coś podobnego, rzuciłam tym w Chłopaka po prawej, ryknął z bólu gdy dostał w ramię. Popatrzyli po sobie oniemiali. Carter rzucił we mnie swoim sztyletem i uciekł, tamci zrobili to samo. Sztylet nawet mnie nie dotknął. Zatrzymał się centymetr od mojego ciała a potem upadł na ziemię, jakby stracił moc. Podbiegłam do Arii, żeby uwolnić ją z więzów. Patrzyła na mnie ze zdumieniem ale nie odezwała się ani słowem.
         Resztę drogi do szkoły przemierzyłyśmy w milczeniu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz