Oczy anioła.

Oczy anioła.

wtorek, 14 października 2014

Rozdział 9

Zaczyna robić się dziwnie.
- UWAGA! Proszę się ewakuować! Szybko! Każdy do schronu! Zaatakowano nas! – rozbrzmiał głos dyrektora w szkolnych głośnikach.
- Szybko zbiórka! – powiedział Pan Wallis. – Nie obijać się!
         Wyszliśmy z Sali nr 9 i szybko poszliśmy w stronę schodów. Nikt się nie ociągał więc poszło naprawdę szybko. Byliśmy już przed wejściem do schronu. Teraz już tylko mieliśmy stać w szeregu i czekać na inne klasy oraz na dyrektora, który po raz trzeci w tym dniu powie, że wykonaliśmy dobrą robotę. Ćwiczymy to już od rana. Podobno ma być to ostatni raz. Jeżeli tak to ostatnią lekcją będzie historia. Ciekawi mnie to. Naprawdę. Przyszedł dyrektor.
- No, bardzo dobrze się spisaliście! – powiedział.
- Po raz trzeci…- usłyszałam cichy pomruk kogoś z tyłu.
- Na dziś to koniec. Następne ćwiczenia odbędą się za miesiąc. Idźcie teraz na ostatnią lekcję. Do widzenia!
         Pobiegłam do Sali. Podeszłam do mojej ławki i wzięłam z niej zeszyt i długopis. Teraz zeszyt był inny. Nadal byłam tam ja ale wyglądałam inaczej. Miałam czerwone włosy. Suknia była pół czarna pół biała, bez ramiączek, długa. Wzrok zwisł na jakimś punkcie u góry. Nie zastanawiając się poszłam na lekcję historii.
- Dobrze, dzisiejsza lekcja będzie o zabójcach. – zaczęła pani Allen. – Wiecie, że każdy gatunek ma swojego zabójcę. Ale my mamy ich więcej niż inni. Chcą nas zabić, między innymi: upadli, demony, wampiry… Zresztą nie ważne. Każdy ma to wykute. Ale nie wiecie, że są zabójcy, zabójcy aniołów. Kto mi powie jak zwiemy ich po łacinie?
- Precussor angeli. – odezwałam się nagle.
- Bardzo dobrze, panno Evans. – uśmiechnęła się do mnie.
- Chcę was przed nimi ostrzec. Są niezwykle zwinni i silni, jak na swoje pochodzenie…
- Z jakiego gatunku pochodzą? – ktoś zapytał.
- Są ludźmi. Ale obdarzonymi niezwykłymi darami. Niestety używają daru przeciwko dobru. Z tego co wiem każdy człowiek jest zabójcą, lecz nie każdy to odkrywa.
            Zadzwonił dzwonek. Zebrałam się i ruszyłam w stronę drzwi ale pani Allen mnie zatrzymała.
- Panno Evans! Proszę poczekać.- zawołała.
            Oho. Czyżbym coś źle zrobiła? Niee. Uważałam na lekcji. Nawet się odezwałam.
- Skąd wiedziałaś jak ich nazywamy po łacinie? Znasz łacinę? – zapytała zaciekawiona.
- Nie, nie znam. Nagle wpadło to do mojej głowy.- odpowiedziałam.
- No dobrze, jeżeli nie chcesz mówić to nie naciskam.
- Ale mówię prawdę pani Allen. Tak po prostu wpadło mi to do głowy.
- Dobrze, wierzę Ci, a teraz zmykaj.- powiedziała i odwróciła się w stronę biurka.
            Wyszłam pospiesznie z Sali i pobiegłam do pokoju. Zastałam tam tylko Arię, ponieważ Caro umówiła się z Mike’m na randkę. Podeszłam do szafki nocnej i odłożyłam zeszyt i długopis.
- Hej, jak poszło? Rozbolała mnie już głowa od tego alarmu… mogliście mi tego oszczędzić. – powiedziała Aria.
- Super, znikąd przyszło mi do głowy jak po łacinie mówią na zabójców aniołów. Ehh.
- Może usłyszałaś jak ja coś mówiłam o nich i skojarzyłaś?
- Może. – powiedziałam z nadzieją. – Aria?
- Tak?
- Chcę wyjść na zewnątrz i pójść do fryzjera. Chcę przefarbować włosy na czerwono.
- Serio? Ekstra! Pójdziemy za godzinkę. Teraz daj mi posłuchać nowego teledysku Taylor Swift!
- Okej. – powiedziałam i usadowiłam się na łóżku.

            Wzięłam Lunę na kolana. Na szczęście zmieniła się po godzinie w swoją normalną postać i teraz jest normalną, białą kotką… 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz